Forum Nasze Forum "VOX MILITARIS" Strona Główna Nasze Forum "VOX MILITARIS"

 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy    GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Co inni piszą, a co nas też interesuje....
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Nasze Forum "VOX MILITARIS" Strona Główna -> PRZECZYTANE W PRASIE I W INTRNECIE
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
aryski




Dołączył: 13 Cze 2009
Posty: 273
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 19 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Sob 14:50, 14 Cze 2014    Temat postu:

Wprost" dotarł do kompromitujących nagrań z członkami rządu, m.in. Bartłomiejem Sienkiewiczem
Wprost, Rzeczpospolita

Państwo istnieje teoretycznie - mówi szef MSW Bartłomiej Sienkiewicz na nagraniu, do którego dotarł tygodnik "Wprost". Gazeta ma dostęp do kompromitujących taśm, na których poza Sienkiewiczem są m.in. prezes Narodowego Banku Polskiego Marek Belka czy b. minister transportu Sławomir Nowak. Mają istnieć też nagrania z udziałem wicepremier Elżbiety Bieńkowskiej.

Tygodnik publikuje bulwersujące informacje o mechanizmach funkcjonowania władzy w Polsce. Sprawa ma związek z nagraniami m.in. rozmów: Marka Belki, szefa Narodowego Banku Polskiego z ministrem spraw wewnętrznych Bartłomiejem Sienkiewiczem oraz byłego już ministra transportu Sławomira Nowaka z Andrzejem Parafianowiczem, byłym wiceministrem finansów któremu podlega skarbówka.

Kompromitacja władzy?
Rządzący mają takie inf. w d.... Robią swoje i nie przejmują się.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
aryski




Dołączył: 13 Cze 2009
Posty: 273
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 19 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 20:36, 30 Cze 2014    Temat postu:

BIAŁORUSKI TYGRYS GOSPODARCZY
Według danych Banku Światowego od przejęcia władzy przez Aleksandra Łukaszenkę w 1995 r. do 2012 r. PKB Białorusi wzrósł o 345 proc., podczas gdy w Polsce o 207 proc.
ALEKSANDER PIŃSKI

Ponad 11 proc. wzrostu PKB w 2004 r.,10 proc. w 2006 r., 10,2 proc. w 2008 r. i 7,7 proc. 2010 r. - to nie są wyni¬ki gospodarcze Chin, ale... Białorusi. Były dyrektor kołchozu Aleksander Łukaszenko sprawił, że Białorusini bogacą się pra¬wie dwa razy szybciej niż Polacy.
W1995 r. - pierwszym pełnym roku urzę¬dowania Aleksandra Łukaszenki - PKB na obywatela Białorusi wynosił 3442 USD i od tego czasu wzrósł do 15 326 USD. W Polsce w tym okresie zwiększył się z 7413 USD do 22 783 USD. To oznacza, że w momencie przejęcia władzy przez Łukaszenkę Polska była ponad dwukrotnie bogatsza niż Bia¬łoruś, ale obecnie różnica istotnie zmalała i Białoruś depcze Polsce po piętach. Co naj¬ciekawsze, gdyby Łukaszenko przejął władzę w 1990 r. i wówczas zaczął stosować swoją politykę (przed jego dojściem do władzy PKB w kraju spadał), Białoruś byłaby prawdopo¬dobnie już od Polski zamożniejsza.
Niski poziom bezrobocia i zadłużenia
Ale wzrost PKB to tylko jeden z elementów sytuacji gospodarczej. Istotny dla dobrobytu obywateli jest także poziom bezrobocia. W Polsce wynosi on według oficjalnych da¬nych 11 proc., ale nie uwzględnia 2 min osób, które po wejściu Polski do UE w 2004 r. wy¬jechały do pracy za granicę, bo w Polsce bez¬robocie sięgało wówczas 21 proc. (i to pomimo ukrycia jego części poprzez hojne przyzna¬wanie rent i wcześniejszych emerytur). Na Białorusi oficjalnie bez pracy jest mniej niż 1 proc. ale to oczywiście zaniżony wskaźnik (choć nie wynika on z fałszerstw, po prostu warunkiem wypłaty zasiłku w tym kraju jest udział w robotach publicznych). Bank Świa¬towy szacował w 2012 r., że faktyczne bez¬robocie jest siedmiokrotnie wyższe, czyli na poziomie 6-7 proc. Wydaje się, że to dobre przybliżenie, ponieważ w czasie spisu po¬wszechnego w 2009 r. właśnie 6 proc. Bia¬łorusinów określiło siebie bezrobotnymi. Tak więc także pod względem bezrobocia Łuka¬szenko zdecydowanie prowadzi z ekipą III RP.
Wreszcie warto spojrzeć na poziom zadłu¬żenia: w Polsce - 47 proc. PKB, na Białorusi - 36 proc. PKB. Także rozwarstwienie do¬chodów jest w Polsce większe (tzw. współ¬czynnik Giniego - 31,1) niż na Białorusi (Gini - 26,5). A więc znowu ekipa z Biało¬rusi górą.
Rodzi się pytanie: jak Łukaszenko to osią¬gnął? Otóż jego polityka to przeciwieństwo polityki rządów III RP i bardziej przypomi¬na drogę Chin - z silnym udziałem państwa w gospodarce. Na Białorusi 80 proc. prze¬mysłu pozostaje w rękach państwa. Po prze¬jęciu władzy przez Łukaszenkę znacjonalizowano te nieliczne banki, które wcześniej sprzedano, i obecnie 75 proc. banków należy do państwa (co ciekawe, generał Park Chunghee uważany za ojca sukcesu gospodar¬czego Korei Południowej także po przejęciu władzy w 1961 r. znacjonalizował wcześniej sprywatyzowane banki). Imponujące tempo wzrostu gospodarczego Białoruś osiągnęła głównie własnymi siłami (choć miała także wsparcie z Rosji). Inwestycje zagraniczne wyniosły tam tylko 10,4 mld USD (d równania w Polsce: 194,9 mld USD). Polityka gospodarcza Aleksandra Łukaszenki zawiera jeszcze kilka elementów charakterystycznych dla tzw. azjatyckich tygrysów gospodarczych takich jak Korea Płci. czy Japonia. To po pierwsze wyso¬ki poziom inwestycji: na Białorusi wyno¬szą one 32,8 proc. PKB (dane z 2012 r. za CIA World Factbook), podczas gdy w Pol¬sce tylko 19,3 proc. PKB. Inwestycji, które kierowane są w przemysł, gdzie ze względu na postęp technologiczny możliwe są szyb¬kie wzrosty produktywności. Na Białorusi przemysł stanowi 47,2 proc. PKB, podobnie jak w Chinach (45 proc. PKB). Tymczasem w Polsce to zaledwie 34,2 proc. To m.in. skutek otwarcia się na konkurencyjne za¬chodnie firmy po 1989 r., w wyniku czego musieliśmy zamknąć około połowy zakładów przemysłowych zbudowanych w PRL.
Wzrost PKB dzięki krajowym firmom
Niski poziom inwestycji zagranicznych oznacza, że PKB Białorusi wypracowują bia¬łoruskie firmy (w Polsce za większość eks¬portu odpowiadają zagraniczne spółki działające w naszym kraju). To o tyle ważne, że zyski z działalności gospodarczej pozostają w tym kraju, a firmy działające w przemy¬śle zatrudniają białoruskich inżynierów, podczas gdy w Polsce, jak zauważył ostatnio były wicepremier Jerzy Hausner, zagranicz¬ne spółki lokują w Polsce przede wszystkim działalność niewymagającą wysokich kwali¬fikacji, a centra badań i rozwoju pozostawiają w swoich krajach. Białoruskie firmy potrafią też sprzedać więcej za granicę niż polskie. Eksport na obywatela w tym kraju to 5481 USD, podczas gdy w Polsce - 4995 USD. I to pod własnymi białoruskimi markami, a nie pod markami zachodnich koncernów, tak jak ma to najczęściej miejsce w Polsce.
I tak na przykład białoruska firma BelAZ produkuje jedną trzecią wszystkich wywro¬tek na świecie. Z kolei MTZ (Mińska Fabry¬ka Traktorów) ma ok. 10 proc. światowego rynku traktorów i własne fabryki m.in. w Chinach, Algierii i Wenezueli. Huta stali¬ z Białorusi - BMZ - eksportuje do ponad 100 krajów świata, a wśród jej partnerów są znani producenci opon Michelin, Goodyear, Continental i Pirelli. Z produktów BMZ ko¬rzystano także przy budowie obiektów olim¬pijskich na olimpiadę w Londynie w 2012 r. Z kolei Belshina to jeden z największych w Europie producentów opon (korzysta z nich np. producent maszyn budowlanych Caterpillar).


W polskich mediach ze świecą szukać informacji na temat niewątpliwych sukcesów gospodarczych Białorusi na przestrzeni ostatnich dwóch dekad
Przeciętny Polak ma poczucie wyższości, słysząc, że Białoruś integruje się gospodarczo z Rosją (od 2010 r. tworzą unię celną), w szczególności gdy przypomni sobie, że Pol¬ska jest w Unii Europejskiej razem z bogaty¬mi zachodnimi krajami takimi jak Niemcy czy Francja. Patrząc jednak z punktu widze¬nia teorii i praktyki procesu bogacenia się państw, to Aleksander Łukaszenko dokonał lepszego wyboru. Friedrich List (1789-1846), jeden z najpopularniejszych niemieckich ekonomistów, którego idee stały u podstaw zjednoczenia Niemiec w XIX w. i były pod¬stawą sukcesu gospodarczego m.in. Japonii i Korei Południowej, twierdził, że integracja gospodarcza jest korzystna dla państw jedy¬nie na podobnym poziomie rozwoju gospo¬darczego (inaczej konkurencja z bogatego kraju zniszczy najbardziej zaawansowane przemysły w kraju biedniejszym). Tak więc Łukaszenko postąpił zgodnie ze wskazaniami Lista i otworzył dla swoich firm rynek obej¬mujący ok. 150 min osób, jednocześnie nie wystawiając ich na tak duże ryzyko bankruc¬twa, jak to zrobiła Polska, otwierając się na niemieckie czy francuskie firmy.
To tylko jednak rozważania na podstawie danych ekonomicznych. Czy awans cywi¬lizacyjny na pewno nie ma miejsca tylko w statystykach? Otóż wiele wskazuje na to, że nie. Izabela Brodacka-Falzmann (żona Michała Falzmanna, urzędnika NIK, któ¬ry wykrył tzw. aferę FOZZ) opublikowa¬ła w zeszłym roku na swoim blogu relację z wizyty na Białorusi. Brodacka-Falzmann ma porównanie, ponieważ poprzednio była w tym kraju w 1996 r., a więc zaraz po prze¬jęciu władzy przez Aleksandra Łukaszenkę (wizytowała były majątek swojej rodziny koło Pińska). W 1996 r. wizyta ją przygnę¬biła. Brześć wyglądał jak ruina. „Rozpada¬jące się kamienice, nieliczne bloki z wiel¬kiej płyty, puste sklepy” - pisze autorka. W 2013 r., kiedy wysiadła z samochodu, miała wrażenie, jakby była w południowej Francji. Dookoła dokładnie odrestaurowa¬ne przedwojenne domki i kamienice. A na chodnikach nie ma nawet jednego papierka (jedną z prac, do których wykorzystuje się bezrobotnych, jest sprzątanie ulic). Skle¬py jej zdaniem były lepiej zaopatrzone niż w Warszawie, a ceny niższe.
. To, co najbardziej zdumiało autorkę, to rozdźwięk między tym, jak przedstawia się Aleksandra Łukaszenkę i Białoruś w pol¬skich mediach, a subiektywnymi wrażeniami z wizyty w tym kraju. Do tego stopnia wizyta była szokiem dla Brodackiej-Falzmann, że aż upewniała się, czy nie ma do czynienia z tzw. wioską potiomkinowską. Autorka jednak odwiedziła później także Pińsk, Baranowicze i Nowogródek i miała podobne wrażenia jak z Brześcia. Wsłuchała się w transmitowane w telewizji przemówienie Aleksandra Łu¬kaszenki, który mówił, że problemem jest unowocześnienie Białorusi bez pozbywania się własności kluczowych przedsiębiorstw, banków i ziemi.
Na koniec tekstu autorka zadaje pytanie: „Kto i w jakim celu rozpowszechnia w Pol¬sce te wszelkie bzdury na temat Białorusi?”. Chodzi oczywiście także o to, że w polskich mediach ze świecą szukać informacji na temat niewątpliwych sukcesów gospodar¬czych naszego sąsiada w ostatnich dwóch dekadach. W szczególności o tym, że kraj ten rozwijał się prawie dwa razy szybciej niż Polska, przy trzy razy mniejszym bezrobo¬ciu. Nagłośnienie tych informacji mogłoby doprowadzić do mało komfortowych pytań skierowanych do czołowych polskich poli¬tyków III RP. Ci boją się zwłaszcza jednego: czy na pewno polityka gospodarcza, jaką od 25 lat prowadzimy w Polsce, jest najlepszą z możliwych? Oczywiście Łukaszenko nie ustrzegł się błędów, które doprowadziły ostatnio do wysokiej inflacji i spadku tempa wzrostu PKB. Jednak patrząc na całe dwie ostatnie dekady, twarde dane statystyczne udowadniają, że polscy politycy popełnili ich znacznie więcej. ■


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
mryski




Dołączył: 13 Cze 2009
Posty: 282
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 16 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Polska
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 15:32, 06 Lip 2014    Temat postu:

Sedno sporu o Rosję (2) - rozmowa z prof. Anną Raźny


"Polityka polska wobec Rosji to polityka odreagowywania antyrosyjskich kompleksów, budowana na głębokim, nieusuwalnym resentymencie wobec Rosji, który unieważnia wszystkie wysokie wartości jako fundament kształtowania harmonijnych relacji miedzy narodami i państwami" - mówi prof. Anna Raźny
Obecnie Rosja swoją gospodarkę i wpływy z handlu zagranicznego opiera w przeważającej mierze na eksporcie gazu, a także ropy, co stanowi jeden z jej elementów wpływów międzynarodowych. Jak jednak uczy ekonomia, bogactwo państwa buduje się nie na eksporcie surowców, ale wyrobów przetworzonych, końcowych. Dochodzimy tu do kwestii rozwoju nowoczesnej technologii. Ongiś Związek Sowiecki przez ponad dekadę bił Zachód w wyścigu technologicznym (pierwszy sputnik, pierwszy człowiek w kosmosie), dopiero lądowanie Amerykanów na księżycu w 1969 r. dowiodło wyższości USA w tym zakresie.
- Zanim odpowiem na to pytanie, chciałabym wtrącić kilka słów na temat mojej sytuacji na Uniwersytecie Jagiellońskim, aby zamknąć wątek osobisty, zasygnalizowany w cz. I wywiadu. Otóż rektor Uniwersytetu Jagiellońskiego – profesor Wojciech Nowak – swoją decyzję o moim dalszym zatrudnieniu uzależnił od stanowiska Rady Wydziału Studiów Międzynarodowych i Politycznych UJ, a ta jest negatywna. Tak więc sprawa moja jest zamknięta. Od pierwszego października nie będę pracować na Uniwersytecie Jagiellońskim – szukam dla siebie miejsca na innej uczelni. Mam cichą nadzieję, że je znajdę, choć wiem, że będzie to trudne z wielu powodów.
Odnośnie do postawionego pytania, potwierdzić muszę zawartą w nim diagnozę poziomu gospodarki rosyjskiej. Jednakże trwająca od lat 70. przewaga gospodarcza USA nad Rosją uległa w ostatnich latach pewnemu zachwianiu – nie tylko w wyniku nieubłaganie pogłębiającego się kryzysu USA czy też dzięki modernizacji rosyjskiego przemysłu zbrojeniowego oraz związanych z nim wielu gałęzi produkcji, ale również dzięki lansowanemu przez władze FR programowi unowocześnienia gospodarki. Jest to program nastawnia jej na radioelektronikę, biotechnologię, medycynę prewencyjną i tzw. personalną, technologie generacyjne w lotnictwie, motoryzacji, medycynie, inżynierii obronnej. Unowocześnienie rosyjskiej gospodarki jest jednym z priorytetów obecnego rządu. Z nim wiąże się powołanie przy prezydencie Putinie specjalnych rad, złożonych z naukowców i biznesmenów. Jedną z ważniejszych jest Rada ds. Nauki i Wykształcenia, koncentrująca się na kształceniu inżynierów i specjalistów w zakresie nowoczesnych technologii.
Oczkiem w głowie prezydenta jest uformowanie rosyjskiej szkoły inżynieryjnej jako marki zawodowej. W związku z tym popularyzowane jest hasło: inżynier – chluba Rosji. Oczywiście, trzeba poczekać, aby ta nowa polityka stała się widoczna – być może już pod koniec obecnej dekady – i dała Rosji realne szanse na skuteczne konkurowanie ze światowymi liderami nowoczesności. Trudno mi je ocenić, bo nie jestem specjalistą w dziedzinie gospodarki, a także ekonomii. Nie sposób jednak nie zauważyć tego trendu w gospodarce Rosji. Rzuca się w oczy zwłaszcza eksponowanie tzw. technologii addytywnych (additive manufacturing) oraz cyfryzacji w przemyśle zbrojeniowym i hutniczym, czego świadectwem jest lansowanie takich koncepcji technologicznych jak: „cyfra jest jak stal”, „czołgi będziemy drukować”. Trzeba przyznać, że zamierzenia są rzeczywiście ambitne, a ponadto Rosja ma na ich realizację odpowiednie środki. Czas jednak pokaże czy ten program zostanie urzeczywistniony.

Istotny jest natomiast towarzyszący im plan edukacyjny i wymiar patriotyczny Główny nacisk w koncepcjach unowocześnienia gospodarki został położony na to, aby przemysł bazował na rodzimej technologii. Ma to przełożenie również na preferowanie w polityce edukacyjnej kierunków studiów stanowiących dla niej bazę. W przemyśle zbrojeniowym ta polityka ma dodatkową podbudowę: absolwenci związanych z nim studiów mają pierwszeństwo w zatrudnieniu i wyższe płace. To odwrotność tego, co dzieje się u nas. Tym działaniom władz Rosji towarzyszy kształtowanie patriotycznych postaw poprzez nauczanie historii, literatury i kultury prawosławia oraz politykę historyczną, a także budzenie dumy narodowej nie tylko z własnej przeszłości, ale również osiągnięć współczesnych. Warto w tym miejscu podkreślić, że jednocześnie tępione są postawy rasistowskie i akcenty szowinistyczne. Wbrew powszechnie panującej u nas opinii, Aleksander Dugin nie jest autorytetem w edukacji patriotycznej. Jest nim natomiast Aleksander Sołżenicyn – wielki rosyjski patriota i twórca, daleki od wszelkich nurtów szowinizmu i radykalnego nacjonalizmu.
Czym tłumaczy Pani niesłychanie agresywną politykę głównych polskich sił politycznych wobec Rosji? Odróżniamy się tu od UE, którego kraje zajmują wobec Federacji bardzo zniuansowaną postawę, podczas gdy polski establishment zachowuje się tak, jakby Polska dążyła do wojny z Rosją. A przecież takie nastawienie wzmacnia tylko oś Berlin-Moskwa, co w historii zawsze kończyło się tragicznie dla naszego kraju.



- I tak właśnie postrzega nas Rosja. Wzywamy do zaostrzenia sankcji, chociaż nie mamy żadnych możliwości ku temu, aby je wprowadzić. Krzyczymy głośniej niż USA i UE, a w niej Niemcy. Mam tu na myśli nie tyle samo nasze społeczeństwo, ile elity polityczne i intelektualne. Ich postawa jest pewnym historycznym ciągiem. Ideologowie agresywnej polityki Polski wobec Rosji sami chętnie określają się jako spadkobiercy dziedzictwa Piłsudskiego, odrzucający prorosyjski kierunek myśli Romana Dmowskiego. Jednocześnie powołują się na wschodni program polityczny (jeśli w ogóle można o takim mówić…) Lecha Kaczyńskiego, który z zaślepieniem realizował błędną koncepcję wschodniej polityki Jerzego Giedroycia, ukierunkowaną przeciwko Rosji i skoncentrowaną na budowie wielkiej Ukrainy. Ważny czynnik historyczny stanowią w tym wypadku powiązania antyrosyjskich ideologów z okrągłym stołem.
Musimy bowiem pamiętać, że w światowym wymiarze jego reżyserami byli Reagan i Gorbaczow. To oni wyznaczyli zasady obowiązujące w tzw. transformacji ustrojowej w 1989 roku i zalegalizowane przy okrągłym stole (m.in. dopuszczenie kontrolowanej opozycji do władzy za cenę nierozliczenia komunizmu, marginalizacji lustracji, uwłaszczenia nomenklatury). Ludzie Czesława Kiszczaka (to on, nie zaś generał Jaruzelski, wyznaczał uczestników rozmów) reprezentowali przy okrągłym stole interesy komunistów, natomiast tzw. strona społeczna – niesłusznie utożsamiana z Solidarnością – interesy KOR, który ją przejął. W tym układzie, jaki został zawarty między stronami rozmów, komuniści więcej zawdzięczają Ameryce niż Moskwie. Jeszcze więcej Ameryce zawdzięczają ludzie KOR i ich akolici. Taka wdzięczność w polityce ma charakter zależności, która nigdy się nie kończy. Takich „wdzięcznych osób” najwięcej jest w PiS, gdyż obydwaj bracia Kaczyńscy brali aktywny udział w rozmowach okrągłostołowych. Jest ich cała masa w PO i właściwie we wszystkich partiach, gdyż nowe generacje „wdzięcznych osób” tworzą różni stypendyści i stażyści amerykańscy, nie wyłączając polskich profesorów zapraszanych z wykładami na amerykańskie uczelnie.
Dla przykładu warto sprawdzić, ile lat i w jakim charakterze byli w USA czołowi proamerykańscy i automatycznie antyrosyjscy politycy PiS: Anna Fotyga, Witold Waszczykowski czy Ryszard Legutko. Ilu proamerykańskich profesorów żyło spokojnie i dostatnio w USA, ucząc amerykańskich studentów wtedy, gdy większość z nas z trudem wiązała koniec z końcem, stała w kolejkach z kartkami żywnościowymi w ręku, a co ważniejsze, zaangażowała się w działalność podziemną. Od profitentów amerykańskiego sponsoringu – ówczesnych, późniejszych i obecnych – dzieli nas przepaść. Również czy nade wszystko widoczna w spojrzeniu na USA i Rosję.
Jednak nie tylko aspekt historyczny i amerykańskie powiązania determinują antyrosyjską ideologię polskich elit politycznych i opiniotwórczych ze środkami komunikacji masowej włącznie. Jest głębszy jej aspekt. Ma on charakter poznawczy a więc intelektualny, rzutujący na moralny wymiar tej ideologii. Jest to zamknięcie na prawdę nie tylko o współczesnej Rosji – nade wszystko o jej powrocie do chrześcijaństwa – ale również o współczesnej Ameryce, głównie m.in. o antychrześcijańskiej polityce Waszyngtonu na Bliskim Wschodzie i o narzucanej światu przez USA antychrześcijańskiej cywilizacji konsumeryzmu i genderyzmu. Ucieczka od prawdy jest w tym wypadku rezygnacją z obrony fundamentów naszej cywilizacji i powinności ich obrony. Taka postawa wobec prawdy sprawia, że antyrosyjska ideologia to – jak się mówi w filozofii – „słaba myśl”. Ideolodzy antyrosyjscy są słabi intelektualnie – głównie w sferze poznania. Zaniedbując, czy wręcz porzucając funkcję poznawczą rozumu, eksploatują go w funkcji krytycznej. Cały wysiłek intelektualny koncentrują na krytyce Rosji, stanowiącej punkt wyjścia ich działań politycznych. Świadectwem tego jest udział Polski w zamachu stanu na Ukrainie i będącej jego następstwem wojnie domowej. Są to działania nie tylko nierozumne, ale również niemoralne. Ucieczka od prawdy w sferze poznania zawsze bowiem skutkuje ucieczką od dobra i pogrążeniem w złu. Ta ucieczka jest jednocześnie ucieczką od prawdy o sobie. Grożąc Rosji sankcjami czy wręcz wojną, zwolennicy antyrosyjskiej polityki polskiej dają wyraz całkowitemu oderwaniu od rzeczywistości, ignorują fakt, że nie mamy żadnych możliwości gospodarczego i ekonomicznego ukarania Rosji.
Podczas gdy Rosja takie możliwości wobec nas posiada i już to odczuwają polscy rolnicy i przedsiębiorcy.
- Polityka taka wyraźnie szkodzi Polsce i nie da się jej wytłumaczyć na poziomie racjonalności. Jest wytłumaczalna na poziomie psychologii politycznej, której, niestety – w przeciwieństwie do Rosji – nie wykłada się w Polsce. Jest to polityka odreagowywania antyrosyjskich kompleksów, budowana na głębokim, nieusuwalnym resentymencie wobec Rosji, który unieważnia wszystkie wysokie wartości jako fundament kształtowania harmonijnych relacji miedzy narodami i państwami. W naszej cywilizacji, a także tej, w której zakorzeniona jest Rosja, są to wartości chrześcijańskie i osadzone na nich zasady etyczne. Zwolennicy antyrosyjskiej ideologii są ślepi na te wartości. Dlatego bezkrytycznie popierają globalną politykę USA, która jest zdecydowanie imperialna, ukierunkowana na podporządkowanie administracji Białego Domu (bez względu na to, czy jest ona w rękach republikanów, czy demokratów) wciąż nowych krajów i na zachowanie zdobytej po 1989 r. pozycji jedynego supermocarstwa światowego, ergo żandarma świata. W Polsce polityka proamerykańska wyrugowała z pola widzenia nasz interes narodowy, jest często nawet sprzeczna z polityką unijną. Nie bez racji mówi się o nas, że jesteśmy „czarnym koniem” Ameryki w Unii Europejskiej.
Nawet w Grupie Wyszehradzkiej ze swoją transatlantycką i zarazem antyrosyjską opcją znaleźliśmy się osamotnieni – inną politykę prowadzi Słowacja, inną Węgry, czego przykładem jest ich stosunek, do rewolty na Ukrainie. Gdy rzecznik rządu rosyjskiego wypowiada się na temat rewolucji ukraińskiej, wymienia Polskę jako jednego z czołowych sojuszników USA w tej sprawie. Warto w tym miejscu przypomnieć propozycję rosyjską przeprowadzenia rurociągu jamalskiego przez Polskę, która została przez Warszawę odrzucona, ponieważ rurociąg miał przebiegać przez Białoruś, a nie przez Ukrainę. Być może już wtedy Amerykanie planowali zaopatrzenie Polski we własny gaz łupkowy i w tym kierunku zadziałało lobby amerykańskie w Polsce. Także projekt tzw. wspólnej polityki energetycznej ma charakter antyrosyjski. Tu pytanie – dlaczego tylko energetycznej?
Antyrosyjskie zaślepienie w polskiej polityce rzutuje na nasze relacje z Niemcami. Są one odwrotnością relacji z Rosją i uderzają swoją asymetrią nie tylko na poziomie międzynarodowym, ale również w polityce wewnętrznej. W tej właśnie polityce widoczny jest nasz usłużny stosunek do mniejszości niemieckiej posiadającej wyjątkowe prawa (m.in. reprezentację w sejmie), których nawet części wciąż nie ma (i nic nie wskazuje na to, aby w niedalekiej przyszłości je miała) polonia niemiecka, nie uznawana w Niemczech za mniejszość narodową.
Niemcy w zakresie gospodarczym mogą w Polsce właściwie wszystko, a my do dziś nie zawalczyliśmy o status mniejszości dla Polaków zamieszkujących na stałe w Republice Federalnej. Sądy polskie coraz częściej wydają wyroki korzystne dla Niemców zgłaszających roszczenia majątkowe na naszych ziemiach. Nie polemizujemy z tezami niemieckiej polityki historycznej, nic jej nie przeciwstawiamy, umniejszamy winy niemieckie wobec nas, przypisujemy sami sobie wydumane winy wobec Niemców, operujemy ochoczo terminem „naziści”, zamiast „Niemcy”. A już skandalem na skalę dziejową jest przyznanie ofiarom holocaustu dodatków do emerytur, co oznacza przyznanie się do polskiego udziału w eksterminacji Żydów podczas II Wojny Światowej. Wspaniały prezent dla Niemców! Oznacza to, częściowe w każdym razie, odciążenie Niemców od odpowiedzialności za tę zbrodnię. Z realizowanej ostatnio polskiej polityki historycznej, o ile takowa istnieje, wynika, że II Wojna rozpoczęła się 17 września, a właściwie jedyną zbrodnią na Polakach w tym czasie była zbrodnia katyńska, gdyż badań nad ludobójstwem niemieckim właściwie zaniechano. Chociaż w sprawie katyńskiej powiedziano i napisano prawie wszystko, IPN dalej nad tym pracuje, podczas gdy nie słyszałam, aby ukazało się jakieś opracowanie Instytutu na temat ludobójstwa UPA na Kresach Wschodnich. W gruncie rzeczy stanowimy już kolonię niemiecką (w każdym razie gospodarczą), a z drugiej strony walczymy z Rosją, która nie zgłasza do nas żadnych pretensji, w tym terytorialnych. W sumie wygląda to na jakiś obłęd. Niemcom wszystko zapominamy, a Rosjanom przypisujemy zbrodnie sowieckie, jakby zapominając, że naród rosyjski był pierwszą straszliwą ofiarą bolszewizmu.
W Rosji istnieją lobbies, które chętnie zaprowadziłyby zachodni model ustrojowy i otworzyłyby gospodarkę ich kraju na penetrację obcego kapitału, jak to stało się w Polsce i innych krajach postkomunistycznych. W tym kontekście niektóre media nawet przeciwstawiały Miedwiediewa, jako polityka prozachodniego Putinowi. Jak Pani ocenią wpływ tych sił w Rosji?
- To nic nowego. Wpływy zachodnie obecne są w Rosji od wieków. Zawsze też napotykały na opór sił konserwatywnych, broniących wartości rodzimych. Obydwie te opcje decydowały o dwoistym kształcie Rosji – europejskim, obejmującym również dziedzictwo cywilizacji bizantyńskiej, i nieeuropejskim – turańskim, stanowiącym ślady niewoli mongolskiej. Wpływy zachodnie nasiliły się za czasów Piotra Wielkiego, który europeizował Rosję bardziej na modłę niemiecką czy quasi-niemiecką, niż francuską, choć język francuski królował na salonach i w kulturze. W administracji czy wojskowości dominował jednak wzorzec niemiecki. Natomiast groźna i bezwzględna wobec Polski caryca Katarzyna Wielka uchodziła i uchodzi nie tylko za oświeconą monarchinię na wzór europejski, ale również za mecenasa wpływów kultury francuskiej w Rosji ze względu na częste kontakty korespondencyjne z wybitnymi filozofami oświecenia, m.in. z Voltairem. O ile wpływy zachodnie w sferze kulturowej i społecznej raczej wzbogacały Rosję, o tyle stały się one groźne w sferze ideowej i politycznej, gdy w drugiej połowie XIX wieku zostały zdominowane przez dwie ideologie: rewolucji i socjalizmu – z jednej strony, z drugiej – przez filozofię materializmu ateistycznego Ludwika Feuerbacha, a następnie Karola Marksa.
Celem zeuropeizowanych na gruncie tych ideologii Rosjan było wówczas zmiecenie władzy carskiej i ustanowienie swoistej formy socjalizmu (narodnicki „socjalizm agrarny”). Powstają wówczas spiski rewolucyjne z inspiracji ideologii zachodnich i ruch narodników, próbujących przyciągnąć do rewolucji chłopstwo rosyjskie, które nie wykazywało skłonności do przeciwstawienia się monarsze. Przestrogą dla współczesnych zeuropeizowanych Rosjan powinny być losy narodników, którzy po niepowodzeniach na niwie chłopskiej sięgnęli do terroru indywidualnego oraz zamachów na urzędników carskich i na samego Aleksandra II. Niestety, w roli zamachowca w udanym zamachu (wcześniejsze nie powiodły się ) na cara w roku 1881 wziął udział student polski, członek Narodnej Woli – Ignacy Hryniewiecki. Stąd w konserwatywnej kulturze rosyjskiej obraz Polaka, siejącego rewolucję w Rosji. Ruch narodnicki nie zmienił rosyjskiego systemu politycznego. Uczy jednak, iż wszelki terror obraca się przeciwko tym, którzy go stosują. Analogicznie ukształtowały się antyputinowskie stowarzyszenia, partie i organizacje pozarządowe, które po powtórnym wyborze Władimira Putina na prezydenta Rosji usiłowały poprzez akcje protestacyjne zrzucić go z tego stanowiska pod hasłami zachodniej demokracji (amerykańskiej) i obrony praw człowieka.
Różnica między rewolucją narodnicką a ruchem antyputinowskim jest jednak zasadnicza. Ten drugi był opłacany przez Zachód, a ściślej przez USA. Ponadto pozbawiony był własnej koncepcji i odwołań do jakiejkolwiek idei jednoczącej. Jego jedynym celem było odsunięcie Putina od władzy i zdestabilizowanie Rosji – czy wręcz jej zrewolucjonizowanie, które mogłoby się zakończyć wojną domową. I wówczas i później premier Miedwiediew był po stronie Putina. Był i jest gorącym zwolennikiem jego polityki, co ostatnio potwierdza m.in. w faworyzowaniu Krymu po jego powrocie do Rosji. W sferze gospodarczej jest natomiast konieczna aktywność premiera Miedwiediewa w relacjach zarówno z Zachodem, jak i na obszarze wspólnoty eurazjatyckiej czy w odniesieniu do członków BRIC i RPA oraz Iranu. Natomiast przegrana antyputinowskiego ruchu nie oznacza bynajmniej likwidacji niebezpieczeństwa zagrażającego Rosji. Tak jak po przegranym ruchu narodnickim przyszła później rewolucja bolszewicka, tak i tym razem może być zorganizowany w Moskwie majdan – na wzór ukraińskiego. Zresztą wrogowie Moskwy wcale tego nie kryją, że Rosja jest następna po Ukrainie. Byłaby to swoista powtórka z historii. Zachód nie tylko tolerował, ale i wspierał tych, którzy z uporem dążyli do rewolucyjnej zmiany Rosji – ideologów bolszewizmu.
… a ten z kolei spowodował wojnę domową prowadzoną z nieludzkim okrucieństwem, która pochłonęła miliony ofiar. Mimo wielu okazji Zachód, rzekomo nienawidzący komunizmu, nie udzielił efektywnej pomocy wojskom białych. Co więcej stalinowskie pięciolatki zrealizowano przy pomocy technologii oraz inżynierów zachodnich i amerykańskich, bo inteligencja rosyjska została wymordowana w czasie rewolucji i wojny domowej. Płacono za te usługi sprzedając złoto wydobywane niewolniczą pracą w łagrach, i środkami uzyskanymi ze sprzedaży dóbr narodowej kultury rosyjskiej.
- To są fakty kompromitujące Zachód, który współcześnie zachowuje się tak samo – płaci (głównie USA) za antyrosyjskie działanie nie tylko różnej maści „oburzonym” w Rosji, ale również ukraińskim majdanowcom. Poważną przeszkodę w realizacji amerykańskiej polityki na gruncie rosyjskim stanowi silna świadomość narodowa Rosjan i ich powrót do chrześcijaństwa oraz do korzeni kulturowych. Tutaj nie udało się zachodnim inżynierom dusz zapełnić pustki po komunizmie. Mimo sporej obecności zmakdonalkdyzowanej kultury – w stylu amerykańskiem – w rosyjskiej przestrzeni publicznej, Rosjanie zachowują swoją tożsamość kulturową, religijną i narodową. Okres jelcynowskiej smuty, w którym szarlatani gospodarczy i cywilizacyjni przejęli – na krótko stery Rosji – został zamknięty,
Obecnie brakuje w Polsce poważnej siły politycznej zdolnej przeciwstawić się wszechobecnej rusofobii i zdolnej wykreować koncepcję ułożenia normalnych stosunków z Rosją. Tę rolę mógłby spełnić obóz narodowy. Niestety, ugrupowanie nazywające się hucpiarsko Ruchem Narodowym odchodzi zasadniczo od tradycji endeckiej. Z kolei środowiska wierne idei narodowej są jeszcze za słabe.
- Rzeczywiście, brak takiej realnej siły politycznej w Polsce, która mogłaby podjąć zwycięską walkę z antyrosyjską ideologią i polityką oraz ukierunkować nasze relacje z Rosją na poziom podmiotowy i partnerski. Brak nade wszystko odpowiedniego programu politycznego, uwzględniającego w stosunkach polsko-rosyjskich polskie, nie zaś amerykańskie czy niemieckie interesy.
Ostatnio ukazała się książka Tatiany Graczowej „Święta Ruś przeciwko Chazarii”. Autorka napisała ją w tonie wręcz mesjanistycznym, co może niektórych czytelników razić, niemniej zawiera wiele ciekawych informacji o rzeczywistych mechanizmach i siłach rządzących dzisiejszym światem. Jaka jest opinia Pani Profesor o tej pozycji?
- Książka wykłada obcy zachodniej myśli punkt widzenia polityki – jej powiązania ze sferą duchowości i wymiarem eschatologicznym. Takie łączenie przedmiotu badań (polityki) z jego istotnymi determinantami (religijnymi i metafizycznymi) jest charakterystyczne dla myśli rosyjskiej od czasów mnicha Filoteusza, twórcy słynnej formuły: Moskwa Trzecim Rzymem. Tego typu połączenia charakteryzują myśl najwybitniejszych Rosjan: Fiodora Dostojewskiego, przedstawiającego socjalizm jako walkę z samym Chrystusem, Władimira Sołowjowa, podejmującego na gruncie filozofii problem Antychrysta, Mikołaja Bierdiajewa, mówiącego o „duszy rosyjskiej”.
Graczowa ma więc znakomitych poprzedników. W swej książce daje analizę i jednocześnie syntezę tych powiązań polityki, religii i metafizyki, które prezentuje idea Chazarii jako królestwa księcia ciemności – Antychrysta. Realizuje on bezwzględnie swe plany unicestwienia świata poprzez walkę z chrześcijaństwem – na gruncie nieformułowanej wprost groźnej ideologii, składającej się z wątków satanistycznych, talmudycznych, ezoterycznych. Graczowa mówi, że Chazaria jest niewidoczna, ale jak najbardziej realna. Przeciwstawić się jej może i powinna Święta Ruś jako symboliczna wspólnota poświęcająca się służbie Chrystusowi. Ta książka jest mocnym świadectwem powrotu współczesnej Rosji do jej tradycji.
Dziękuję bardzo Pani Profesor.
Rozmawiał Zbigniew Lipiński
Myśl Polska, nr 27-28 (6-13.07.2014)


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
aryski




Dołączył: 13 Cze 2009
Posty: 273
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 19 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 12:16, 14 Lip 2014    Temat postu:

Polska Polityka = ZERO




Obecna sytuacja polityczna w kraju została potraktowana przez autora ostro, wprost bez owijania w bawełnę. Można się nie zgadzać z myślami autora, ale trzeba przeczytać.




Każdy obiektywny obserwator rozwoju wydarzeń w Polsce, (od początku okresu „transformacji ustrojowej, do chwili obecnej), szczególnie ostatnio, może podsumować te czasy jednoznacznie: To koszmar, porażka, absolutne dno osiągnięć „polskich” elit: państwowych i politycznych. Całkowita kompromitacja. W najgorszym scenariuszu, nikt nie mógł tego przewidzieć. Trudno nawet wyobrazić sobie, aby mogło być gorzej. Niemożliwe (w sensie najbardziej negatywnym) - w Polsce stało się możliwym. Szczegółów osiągnięć nie-Rządów tych 25 lat, nie będę powtarzał. Tragiczne w skutkach są obecne realia i nasza przyszłość - ale taka była i jest Polska polityka. Winę za obecny stan rzeczy ponosimy MY – wszyscy Polacy.

W obecnym dramacie nieważne są nawet przyczyny, personalia i winni. Ważą się obecnie losy, przyszłość Polski. Dzieje się to w okresie narastającej niestabilności finansowej UE/świata; w czasie globalnego, systemowego kryzysu zadłużenia, wojny o pieniądz. Decydują się losy Ukrainy i krajów ościennych dawnego imperium Rosji. Ważą się także losy i przyszłość świata, obecnych układów – (w tym UE/NATO). Nie czas żałować róż, kiedy trzeba bić na alarm.

Jednocześnie trwa wojna o hegemonię globalną, w której biorą udział: USA (+ Układ finansowy), Rosja, Niemcy i Chiny. Cały świat jest bowiem jak system naczyń połączonych, w których zapory i przepływy regulują ludzie. Każdy ma swoją rację stanu i bytu. Każdy ma inny, własny interes.

Przyszłość Polski, jest niewątpliwie częścią globalnej układanki, ale też (i to w dużej mierze), jest w rękach - elit politycznych narodu. Mamy wielki potencjał, dobre karty i sporo atutów ale od naszych polityków, od reprezentacji Narodu zależy jak zagramy, jak będziemy blefować. To od nas zależy, jakie mamy szanse i czy wygramy rozgrywkę o przyszłość. Dla dobra Naszego Kraju.

A Polska już nie ma elit i nie ma kim grać. Nasi politycy to sprzedajne kurwy i pospolici złodzieje. Miernoty, które traktują politykę, wyłącznie jako sposób na życie. To jest już zwykła prostytucja. Dla nich nie liczy się Polska Racja Stanu – tylko ich własny interes. Nawet interes partyjny – dla nich - jest kwestią wyłącznie personalną i całkowicie subiektywną.

„Afera podsłuchowa” pokazała: Dla obecnych elit państwa…Polska to: „Ch.., D.. i kamieni kupa”. I te słowa stały się ciałem: Obecnie Polską i NBP rządzi prostytucja i „swołocz bez skrupułów”. Skrajnie cyniczni oportuniści, którzy uprawiają politykę jako nierząd. Wyłącznie dla kasy i kariery. To nie „science fiction” ani scena z kabaretu. To są obecne realia - polskiego półświatka władzy.

Wyobraźmy sobie, że ministrowie czy Prezes banku centralnego: USA, Japonii, Niemiec, Australii Wielkiej Brytanii – podobnie (nawet w rozmowie prywatnej), wyrażali się o własnym państwie, narodzie. W tych krajach opinia publiczna, partia i opozycja – zmusiłyby delikwenta do dymisji. W Japonii musiałby ON popełnić „polityczne harakiri”. W tych wszystkich krajach - ujawniona afera - byłaby końcem kariery publicznej. Nieważne, kto podsłuchiwał. Ważne: kto i co mówił.

Ale w Polsce nic takiego. Zamiast wyjaśnień, dymisji, przeprosin - „nieRząd” przechodzi do ataku. To najlepsza forma obrony. PO dyscyplinuje najpierw swego koalicjanta - strasząc bankructwem. Nie tylko politycznym. PO-tem dyscyplinuje podległe media i bandę uzależnionych klientów: strasząc niebytem i niewypłacalnością. A ponieważ PO-Rząd kontroluje kasę i wydatki…to jego argumenty stanowią „propozycję nie do odrzucenia”. Dla większości parlamentarnej. I tak w prosty sposób, za pieniądze, ale w imię „Polskiej Racji Stanu”, podtrzymuje się „status quo”.

„Media”, na usługach Układu, natychmiast wskazują winnych obecnego stanu rzeczy. Oczywiście – to nie ci co mówią, rządzą i dzielą - ale ci… co podsłptaszeką. Czyli Cyganie. Argumentacja prosta: w demokratycznym kraju nie można tolerować przestępstw podsłuchu, rozmów mężów stanu!

Przy okazji lub na wszelki wypadek, propaganda Układu kreuje podejrzenia rozmaitych działań agenturalnych – krajów wrogich IIIRP, np. Rosji; oskarża też kilku niespolegliwych biznesmenów. Tak, aby stworzyć sytuację „mętnej wody”. Tak bowiem najlepiej ukryć, wszelkie ślady własnej indolencji i głupoty. W takich sytuacjach - szuka się winnych, robi analizy, dochodzenia, komisje. A kiedy czas uspokoi opinię publiczną – wszystko i zawsze rozmywa się w umorzeniach… z braku dowodów winy, braku szkodliwości dla działań publicznych. No i karawana niemocy i nierządu – kręci się dalej. Rząd/nierząd sobie a muzom – a obywatele i tak jakoś muszą sobie sami radzić.
No i taką mamy, taka jest obecna koalicja rządząca.

Z opozycyjnej strony polskiej sceny politycznej, ta sama indolencja i głupota. To samo podejście do polityki, jako sposobu na życie. Czysty i skrajnie cyniczny oportunizm, kurewstwo polityczne.

Jest kilka, (z pozoru różnych) podmiotów i pomiotów - ale to tylko „głodni władzy” nieudacznicy wraz ze swoimi sztandarami i hasłami bez pokrycia. Brak jakiejkolwiek koncepcji na przyszłość. Nie ma żadnej różnicy jakościowej. Ich działalność, krytyka i opozycja, wiąże się z nieodpartym pragnieniem przejęcia kontroli nad kasą Państwa. Bo wtedy ONI będą mogli rozdawać karty i pieniądze, wraz z propozycjami nie do odrzucenia. Dla własnych klientów – budując zaplecze.

Hucznie zapowiadany Kongres Zjednoczenia „Polskiej Prawicy” – okazał się absolutnym fiaskiem. Przeszedł licznie PiS i poplecznicy Prezesa Kaczyńskiego, którzy na jego plecach - chcą coś ugrać dla siebie – w przyszłej „koalicji rządowej”.

Pan Kurski był żenujący, bez honoru. Pan Kurski, ma głęboko gdzieś… Polskę oraz Solidarność. Po przegranej w wyborach do PE, po prostu zastanawia się - z czego on - teraz biedak będzie żył. Zrobi wszystko, dosłownie i doustnie - aby się gdziekolwiek załapać.

Pan Ziobro, może nie jest zerem – ale znaczy niewiele więcej. Pan Gowin był w PO a kiedy stracił dostęp do koryta, nagle i całkowicie jakoś zmienił zdanie. A dwie wartości bliskie zeru - niewiele znaczą. Nawet dla Prezesa Kaczyńskiego.

Pojawił się też Pan Duda. Ostatnio, jakoś coraz mniej się mówi - o nim i jego Solidarności a to może oznaczać polityczny niebyt. Warto było się… pokazać. Ale to kolejna wartość bliska zeru.

Ile takich, lub bardzo podobnych przykładów, mamy obecnie w polskich realiach politycznych?
ONI wszyscy zachowuję się jak prostytutki. Modlą się pod figurą, wszystko im jedno którą – byle za pieniądze i rozmaite przywileje, które z urzędu daje władza.

Podsumowując Polską scenę polityczną – wszyscy reprezentują poziom bliski zeru. Nie ma tam żadnej platformy (zwłaszcza obywatelskiej), nie ma żadnego prawa ani sprawiedliwości, żadnej solidarności ani polski razem ani twojego ruchu. Ani prawicy ani lewicy. Są stronnictwa fałszu zakłamania, nepotyzmu i skrajnego, cynicznego oportunizmu.

Polska obecna polityka to kompletne ZERO. To zwyczajne kurewstwo.
A na „kurewstwo” polityczne - jest tylko jedna metoda. Tsunami polityczne. Rewolucja.

Niestety tego Nikt, teraz nie zrobi. Nie widać kandydatów, ani chętnych. Nikt nie wyłoży kasy. No bo… cóż to za interes? Obecny Układ Zamknięty lepiej płaci. A co będzie potem nieważne. Niech wali się świat. Liczy się tylko teraz. Wiedzą o tym dobrze „polscy politycy” – dlatego czują się bezkarni. Czują, że mają monopol w wyborach a głupi Polacy… znowu nie będą mieli wyboru.

Dla polityków Polska jako kraj, tak naprawdę nie istnieje. Polska to pojęcie czysto abstrakcyjne. Wszelkie ideologie, układy i sojusze polityczne – bezwartościowe.
Polacy to murzyni, głupcy, bezwolni, bezduszni, bez żadnej przyszłości…
Tak właśnie twierdzą nasze własne elity.
A my Polacy, wprawdzie w mniejszości - na to głosujemy.
Albo udajemy obojętność, popełniając grzech zaniechania.

Polska jeżeli ma istnieć jako niezależny kraj – potrzebuje całkowicie NOWĄ jakość polityczną.

A tylko Naród, odpowiedzialny i świadomy swej historycznej roli – może zbudować elity oraz stworzyć nową jakość polityczną.
Niestety obecnie Naród pozostaje w ciemnej otchłani niebytu a brak jest lidera, który pokazałby światło i drogę wyjścia z obecnej matni.

Ryszard Opara


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
aryski




Dołączył: 13 Cze 2009
Posty: 273
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 19 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Wto 17:06, 18 Lis 2014    Temat postu:

BOJOWNICY KALIFATU
Kiedy w roku 2009 po czterech latach więzienia Amerykanie zwolnili z irackiego zakładu penitencjarnego niejakiego Abu Bakra al-Baghdadiego, ten miał pożegnać żołnierzy amerykańskich słowami: Do zobaczenia w Nowym Jorku. Podobnie jak piętnaście lat wcześniej Zachód ignorował pogróżki Bin Ladena, tak i wówczas nikt nie wziął na poważnie ani samej groźby, ani człowieka, który ją wypowiedział. Człowieka, który dziś stoi na czele Państwa Islamskiego i zwie się kalifem. Człowieka, któremu wierność zaprzysięgło ponad dwadzieścia tysięcy bojowników, w ogromnej części rekrutujących się spośród zachodnich konwertytów na islam.
Monika G. Bartoszewicz

Państwo Islamskie jest obecnie najbogatszą organizacją terrorystyczną na świecie (jeśli jeszcze możemy tak nazywać twór kontro¬lujący znaczne terytorium i dysponujący armią). W krótkim czasie prześcignęło ono nie tylko takie grupy, jak al Shabab czy Boko Haram, ale wręcz samą Al Kaidę. Po zdobyciu Mosulu terroryści przejęli zasoby banku centralnego (ponad 466 milionów dolarów oraz złoto), ponadto kalifat handluje ropą naftową, zarabiając na sprzedaży dwa miliony dolarów dziennie. Zaprowadzając brutalne porządki na przejmowanych przez sie¬bie terytoriach, dba jednocześnie o porządek i dobrobyt mieszkających tam muzułmanów: wy¬płaca pensje urzędnikom, działają sądy szariackie, życie toczy się spokojnie, jakby równocześnie nie dokonywano ludobójstwa na zamieszkujących te tereny chrześcijanach.
Internet aż się roi od materiałów propagando¬wych Państwa Islamskiego. Na jednym z filmów można zobaczyć zamaskowanych, uzbrojonych mężczyzn zachęcających swoich pobratymców do przyłączenia się do nich i czerpania korzyści z życia w kalifacie. Bohaterowie filmu pochodzą między innymi z Finlandii, Belgii, Indonezji, RPA oraz USA. Niedługo po rozpoczęciu przez Pań¬stwo Islamskie gwałtownej ekspansji w interne¬cie zainicjowało ono inną ofensywę - kampanię w mediach społecznościowych nakierowaną na zagranicznych bojowników, których zachęca się do przyłączenia się do „czystego" państwa islam¬skiego opartego na Koranie i sunnie. Osobą odpo¬wiedzialną za to jest młody muzułmanin pocho¬dzący z okolic Bostonu, Ahmad Abousamra, syn lekarza, absolwent Northeastern University (który zresztą ukończył z wyróżnieniem). Używając Twittera, Facebooka, YouTube oraz Instagramu rozpo¬wszechnia on materiały propagandowe kalifatu, w tym zdjęcia i filmy dokumentujące okrucień¬stwa, jakich dopuszczają się dżihadyści. Państwo Islamskie ogłosiło, że jego celem jest przyłączenie się doń miliarda muzułmanów. W filmie zatytu¬łowanym Nie ma życia bez dżihadu (There Is no Life without Jihad) pięciu anglojęzycznych bojowników pochodzących z Wielkiej Brytanii i Australii wzywa innych muzułmanów z Zachodu do pójścia ich śladem i przyłączenia się do świętej wojny.
„The Economist" w opublikowanym w czerwcu raporcie podał szacunkowe dane, według których w Iraku i Syrii obecnych jest około trzech tysięcy bojowników z zagranicy. Doniesienia te potwier¬dził tydzień później „The Washington Post'' precy¬zując, iż znajdują się wśród nich przedstawiciele osiemdziesięciu jeden narodowości. Polaków na tej liście nie ma, jednak jeśli wierzyć słowom Seli¬ma Chazbijewicza, do armii kalifa przyłączyło się piętnastu naszych rodaków.
W czołówce europejskich „eksporterów" dżiha¬du znajduje się Francja z siedmiuset bojownikami (o których wiemy, że walczą u boku kalifa, faktycz¬na ich liczba może okazać się większa). Szacunki mogą być jednak bardzo zaniżone, zwłaszcza jeśli weźmiemy pod uwagę ostatnie badania opinii publicznej we Francji, opublikowane przez „Newsweek". Według ankiety przeprowadzonej wśród francuskich muzułmanów, jeden na sześciu z nich sympatyzuje z Państwem Islamskim; kali¬fat cieszy się wśród społeczności muzułmańskiej piętnastoprocentowym poparciem (w grupie wie¬kowej 18-24 lat wskaźnik ten wzrasta do niemal 27 procent). Francja nie jest wyjątkiem na mapie Europy. W Danii Państwo Islamskie otworzyło już swoje przedstawicielstwo, które działa w bezpo¬średnim porozumieniu ze zwierzchnikami w Syrii.
Najwyraźniej uznano, że duńscy muzułmanie sta¬nowią doskonałą grupę docelową. Założenie to nie wydaje się bezzasadne, szczególnie jeśli sobie przypomnimy kłopoty w znalezieniu chętnych do uczestniczenia w organizowanej na początku września w Aarhus demonstracji, której celem było zaprezentowanie sprzeciwu „umiarkowanej większości muzułmanów" wobec działań Państwa Islamskiego. Jeden z organizatorów wydarzenia, Mohammad Sabah Ahmad, przyznał, że wsparcia demonstracji nie udzielił żaden z imamów, z któ¬rymi się kontaktował. Ponoć muzułmanie boją się ataków i szykan ze strony duńskich popleczników Państwa Islamskiego. To wiele mówi o nastrojach, jakie panują wśród europejskich wyznawców Ma¬hometa.

Radykałowie z Zachodu
Zagrożenie jest coraz poważniejsze - i to nie tylko ze względu na same liczby, ale przede wszystkim na fakt, że zradykalizowani i zaprawie¬ni w boju zachodni muzułmanie mogą powrócić do krajów swego pochodzenia, aby i tam prowa¬dzić świętą wojnę. Prokurator generalny USA, Erie Holder, podkreślił, że społeczność międzyna¬rodowa nie może się bezczynnie przyglądać, jak obszar zagarnięty przez kalifat staje się poligo¬nem, z którego wyszkoleni dżihadyści powrócą, by organizować ataki w naszych krajach. A że taki jest ostateczny cel, nie ukrywają sami zaintereso¬wani, otwarcie przyznając, że przyjdzie czas i na państwa Zachodu. Dżihadyści wołają: Jesteśmy w waszym kraju, jesteśmy w waszych miastach, jesteśmy na waszych ulicach, wszędzie jesteście na¬szym celem. Na dowód prawdziwości tych słów, zamieszczają w internecie zdjęcia z pisemnymi groźbami - w ich tle widać amerykańskie budyn¬ki, na przykład Biały Dom.
Bojowników przedstawia się albo jako prymi¬tywnych biedaków, którzy dołączają do kalifa z braku innych perspektyw i możliwości rozwo¬ju, albo też jako ludzi, którzy nie mają pojęcia o prawdziwym islamie. Rzeczywistość jednak znacznie odbiega od tych teorii. Mordercą Ja-mesa Foleya był Brytyjczyk z akcentem londyń¬skiego East Endu. Podejrzewa się gwiazdę rapu Abdela Bary'ego, że porzucił swoją luksusową willę, majątek i karierę piosenkarza, by walczyć z niewiernymi. Konwertytą na islam jest też znany kulturysta Donald Ray Morgan (jego nowe imię brzmi Nassar Abdul-Rahim, chociaż nie dowiemy się tego z mediów, które zgodnie z niepisaną umową unikania nawiązań do islamu wciąż uży¬wają tego, które otrzymał przy chrzcie). Został on zatrzymany przez amerykańskie służby specjalne podczas próby przedostania się na teren Państwa Islamskiego. W wywiadzie dla NBC powiedział: Nie uznaję się za radykała, ale według zachodnich definicji radykalizmu jestem nim. Uznaję siebie po prostu za praktykującego muzułmanina.
Gdyby możliwa była dojrzała i otwarta debata na temat zachodnich ochotników dołączających do armii kalifa, przedstawiciele i duchowi przy¬wódcy wspólnot muzułmańskich na Zachodzie, którzy twierdzą, że Państwo Islamskie nie ma z islamem nic wspólnego, mogliby wyjaśnić, dlaczego według ich wykładni, Abdul-Rahim jest radykałem oraz dlaczego źle interpretuje is¬lam, a także wyjaśnić, dlaczego uważają go za ekstremistę. Tak się jednak nie stanie i w narracji mediów głównego nurtu będzie się utrzymywał dysonans poznawczy. Z jednej strony słyszeć będziemy zapewnienia polityków i niektórych przedstawicieli świata islamskiego, że kalifat jest zaprzeczeniem bądź wykoślawieniem idei Koranu, z drugiej zaś Państwo Islamskie będzie przyciągać tych, którzy samych siebie uważają za praktykujących i pobożnych wyznawców Proroka, wiernie wcielających w życie jego zalecenia.
Doniesienia o ochotnikach do¬łączających do kalifa dobiegają z każdego niemal kraju Europy Za¬chodniej. W samym centrum Londy¬nu rozdaje się ulotki nawołujące do posłuszeństwa kalifowi, a w Hiszpanii, gdzie rozbito całą siatkę zajmującą się przerzutem bojowników do Iraku i Syrii, pojawiają się nawoływania do odbicia południa kraju, który dla muzułmanów na zawsze pozostanie rajem utraconym, znanym pod nazwą Al Andalus. Według Richarda Barretta z Soufan Group, wielu z tych zagranicznych bojowników to ludzie młodzi, często nastolatkowie, a znaczny ich procent to ludzie pochodzący z krajów, gdzie islam jest religią wyznawaną przez mniejszość, nierzadko konwertyci, którzy najczęściej wyrażają swoją motywację językiem religijnym.
Cel: Europa
Może się wydawać, że opowieści o atakach organizowanych przez powracających do Europy dżihadystów to zwykłe fantazjowanie na temat dalekiej przyszłości. Nic bardziej błędnego, do takich ataków już dochodzi, a przynajmniej są one planowane. Zaledwie w zeszłym miesiącu francuska policja udaremniła atak bombowy przygotowywany w Cannes. W mieszkaniu wynaj¬mowanym przez Ibrahima B. znaleziono ładunki wybuchowe domowej roboty oraz detonatory. Ich dwudziestotrzyletni właściciel chciał ukarać Fran¬cję. Zanim zabrał się do dzieła, spędził osiemna¬ście miesięcy w Syrii, walcząc w szeregach afilio¬wanej przy Al Kaidzie organizacji terrorystycznej Dżabat al Nusra. W tym samym miesiącu w Belgii padły strzały przed muzeum żydowskim w Bruk¬seli. W wyniku ataku zginęły cztery oso¬by, które - jak uznają belgijskiej j władze - są pierwszymi ofiarami zamachu przeprowadzonego pejskiej ziemi przez byłego bojownika Islamskiego. Jest nim Mehdi Nemmouc udał się do Syrii po odbyciu przyspiesz\onego kursu z fundamentalizmu islamskiego, jaki ( francuskim więzieniu. Nemmouche walczył pod imieniem Abu Omar al Firansi, a po powrocie do Europy kontynuował działania zbrojne. Powyższe przykłady pokazują, czego należy się spodziewać po wyszkolonych i doświadczonych dżihadystach, którzy zechcą powrócić na Stary Kontynent.
i Obawy te potwierdzają eksperci oraz p Lars Bangert Struwe z Centrum Badań Wojsl na Uniwersytecie Kopenhaskim twierdzi, że do czynienia z osobami, które gotowe są walczyć o sprawę wyższą, przekraczającą wymiar jednego tylko państwa, i to walczyć wszelkimi środkami nawet kosztem własnego życia, jeśli tylko ma przyczynić do zmiany świata. Wskazuje przy tym, że sama idea kalifatu nie ogranicza się wyłącznie do terytoriów Bliskiego Wschodu, ale obejmuje cały świat. Z kolei brytyjski premier, David Cameron , potwierdził, że Wielka Brytania przygotowuje się na ataki terrorystyczne przeprowadzane jej terytorium. Oby nie zlekceważono ostatniego przesłania kalifa do świata zachodniego: Niedługo nadejdzie czas bezpośredniej konfrontacji, więc nas wypatrujcie, bo my wśród was jesteśmy i czekamy.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
mryski




Dołączył: 13 Cze 2009
Posty: 282
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 16 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Polska
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pią 11:19, 02 Sty 2015    Temat postu:

Polska buduje cywilizację wojny - Prof. A. Raźny
ZACHOWAJ ARTYKUŁPOLEĆ ZNAJOMYM

W świadomości Polaków sama nazwa NATO, podobnie jak transatlantyckiej opcji politycznej nabrała znaczenia słów - kluczy
o charakterze wręcz magicznym zaś amerykańskie koneksje stały się powodem do chluby w biografiach elity nie tylko politycznej, ale również intelektualnej i artystycznej.
W momencie upadku PRL społeczeństwo polskie było przekonane, że takie inwazje Polski, jak najazd na Czechosłowację w 1968 roku z wojskami Układu Warszawskiego w ramach tzw. bratniej pomocy został wprawdzie na nas wymuszony, jednak był i pozostanie powodem do wstydu. Polacy byli przekonani, że był to precedens, który w nowej rzeczywistości nigdy się już nie powtórzy.
I choć była to jedyna tego typu operacja wojskowa Układu Warszawskiego, która przyniosła śmierć około dwustu osób, zadecydowała o negatywnej jego konotacji i negatywnej roli w historii stanowiących go państw członkowskich. Nasze społeczeństwo, oczekujące od lat upadku komunizmu, przyjęło rozpad Układu Warszawskiego – noszącego oficjalną nazwę Układu o Przyjaźni, Współpracy i Pomocy Wzajemnej – z ulgą, radością i nadzieją, że Polska nie będzie więcej musiała uczestniczyć w żadnej inwazji na jakikolwiek kraj.
Polacy dumnie zwrócili się ku Zachodowi, bo przecież bez rozlewu krwi wydostali się spod sowieckiej okupacji – jak nazwali postsolidarnościowi politycy i historycy IPN zależność PRL od ZSRR. Wychodzili z imperium zła, jakim był Związek Radziecki, a wkraczali do świata Zachodu, któremu wielu – nie tylko polityków, ale również uczonych i różnych autorytetów – przypisało atrybuty dobra jako stałych danych. A zatem, jeśli w tym świecie zdarzać by się miały wojny, to tylko sprawiedliwe – w obronie najwyższych, absolutnych wartości i w interesie ludzkości.
Stany Zjednoczone – hegemon tego „ imperium dobra” – traktowane były wówczas przez Polaków z nabożną czcią jako gwarant ładu światowego, sprawiedliwości i demokracji. Tę ostatnią, zgodnie z życzeniem hegemona, Polacy przyjęli za cel i sens istnienia nie tylko państwowego, ale również narodowego. Nikt nie śmiałby nawet pomyśleć, że stacjonowanie wojsk USA w Europie – pół wieku od zakończenia II wojny światowej, w dodatku po rozpadzie nie tylko ZSRR, ale również Układu Warszawskiego – jest okupacją starego kontynentu.
Świadomość Polaków – podobnie zresztą jak wszystkich Europejczyków – została tak ukształtowana przez amerykańską propagandę, że wojska USA i stworzonego dla interesów tego mocarstwa Sojuszu Północnoatlantyckiego zapewniają pokój nie tylko Europie, ale również całemu światu, w przeciwieństwie do wojsk sowieckich, których pobyt w krajach bloku komunistycznego miał zawsze charakter okupacyjny.
Ta świadomość polskiego społeczeństwa z czasów zimnej wojny ani na jotę nie uległa zmianie. Co więcej, została po 1989 roku podbudowana drogą perswazji, argumentacji i propagandy amerykańskiej tak mocno, iż Polacy uwierzyli w paradoks: skoro nie ma już Układu Warszawskiego, to koniecznością jest przystąpienie do NATO. Znalazłszy się w obszarze wpływów upragnionego „imperium dobra”, mimo swej wiary w jego wielki mit, rezygnacji z obrony własnych interesów i przyjęcia amerykańskiego modelu reform ustrojowych, a nade wszystko gospodarczych w postaci terapii szokowej Jeffreya Sachsa – firmowanej przez Leszka Balcerowicza – Polska nie otrzymała żadnych gwarancji swego bezpieczeństwa.
Otrzymała natomiast propozycję wstąpienia do NATO jako sojuszu wojskowego, stworzonego (4.04.1949) pierwotnie dla obrony militarnej Zachodu przez Związkiem Radzieckim, a po jego rozpadzie utrzymującego „równowagę strategiczną” między Wschodem i Zachodem. Gdy w 1996 roku prezydent USA Bill Clinton zapowiedział rozszerzenie sojuszu i zaproszenie do niego trzech państw należących w przeszłości do Układu Warszawskiego – Polski, Węgier i Czech – Polaków ogarnęła euforia. Odebrali to jako nagrodę za ich wytrwałe dążenie do niepodległości, a nade wszystko za Solidarność.
To miała być dla nas nie tylko nagroda, ale również automatyczna nobilitacja – uzyskanie statusu równych w tym elitarnym gronie „wolnego świata”.
Od połowy lat 90. zakładano w Polsce różne stowarzyszenia oraz kluby na rzecz NATO i opcji transatlantyckiej, podejmowano szereg misji do USA jako decydenta w sprawach sojuszu i hegemona demokracji. Nawiązano wszystkie możliwe kontakty ze Stanami Zjednoczonymi i jego instytucjami jawnymi i niejawnymi. Pobyt w USA na szkoleniu, stażu, stypendium, a tym bardziej amerykański grant stały się przepustką nie tylko do świata polskiej polityki, ale również nauki i kultury. Profitenci tych relacji z „imperium dobra” utworzyli najsilniejsze w Polsce lobby pronatowskie, sterowane przez wytrawnych agentów amerykańskiego wpływu, mających do dyspozycji wszystkie bez wyjątku media.
W świadomości Polaków sama nazwa NATO, podobnie jak transatlantyckiej opcji politycznej nabrała znaczenia słów-kluczy o charakterze wręcz magicznym, zaś amerykańskie koneksje stały się powodem do chluby w biografiach elity nie tylko politycznej, ale również intelektualnej i artystycznej.
W tym naiwnym, graniczącym ze zdradą polskich interesów otwarciu na amerykańskie wpływy nikt nie upatrywał niczego zdrożnego. Oczywiste przecież było, że trzeba się strzec jedynie agentury moskiewskiej i tropić ją do upadłego. Dlatego walkę z nią zaplanowano na długo i na kilka etapów. Teraz już wiadomo, że między innymi po to, aby utrzymywać polskie społeczeństwo w przekonaniu, że nawet po wstąpieniu do NATO i UE najgroźniejsi są dla nas nadal agenci KGB i Rosja.
Nikt nie ośmielił się formułować pytania, jakie służby tzw. Zachodu (że amerykańskie, to oczywiste – zgodnie z umową między Reaganem i Gorbaczowem – ale jakie inne jeszcze?) stały za gremium umawiającym się przy okrągłym stole w sprawie przyszłych losów Polski. Nikt również nie przejmował się wówczas tym, że przed wstąpieniem Polski do Sojuszu Północnoatlantyckiego (8.08.1997.) jego władze podpisały w Paryżu z Moskwą Akt Stanowiący o Wzajemnych Stosunkach, Współpracy i Bezpieczeństwie między NATO a Federacją Rosyjską (27.05.1997). Akt ten regulował wzajemne relacje jako partnerskie i określał taki poziom ich potencjału militarnego, który hamował wyścig zbrojeń.
Warto przypomnieć istotny jego fragment z rozdziału Zasady:
„Państwa członkowskie NATO i Rosja ponownie podkreślają, że państwa-strony powinny, indywidualnie lub wspólnie z innymi, zachować tylko taki potencjał militarny, jaki jest współmierny do ich indywidualnych lub wspólnych uzasadnionych potrzeb w dziedzinie bezpieczeństwa, z uwzględnieniem ich międzynarodowych zobowiązań, w tym także Traktatu CFE.
Każde państwo-strona oprze swą zgodę na postanowienia przekształconego Traktatu, dotyczące wszystkich narodowych pułapów sprzętu państw-stron, na swoich ocenach obecnej i przyszłej sytuacji w zakresie bezpieczeństwa w Europie.
Ponadto, w rokowaniach na temat przekształcenia Traktatu CFE państwa członkowskie NATO i Rosja, wraz z innymi państwami-stronami, będą dążyć do wzmocnienia stabilności poprzez dalszy rozwój przedsięwzięć na rzecz zapobieżenia jakiemukolwiek potencjalnie zagrażającemu zwiększeniu sił konwencjonalnych w uzgodnionych regionach Europy, w tym w Europie Środkowej i Wschodniej.
NATO i Rosja sprecyzowały swoje zamiary co do stanu swych sił konwencjonalnch w nowych warunkach bezpieczeństwa europejskiego i są przygotowane do konsultacji dotyczących rozwoju tego stanu w ramach Stałej Wspólnej Rady.
NATO potwierdza, że w obecnych i dających się przewidzieć warunkach bezpieczeństwa Sojusz będzie realizował swe zadania w dziedzinie zbiorowej obrony oraz inne zadania poprzez zapewnianie niezbędnej interoperacyjności, integracji i zdolności do wsparcia, a nie poprzez dodatkowe stałe stacjonowanie znaczących sił bojowych” [1].
I wówczas i potem nikt z decydentów ani też ze środowisk opiniotwórczych w Polsce nie wiązał tych zapisów z państwami NATO, które było przecież wizytówką „wolnego świata” i ”imperium dobra”. Należało pilnować Rosji i jej patrzeć na ręce.
Wprawdzie przed przystąpieniem Polski do Sojuszu jego wojska dokonały kilkakrotnie interwencji zbrojnej w byłej Jugosławii, ale propaganda transatlantycka zrobiła wszystko, aby przedstawić je jako „operacje pokojowe oraz stabilizacyjne” i w ten sposób uśpić sumienie tzw. światowej opinii publicznej, również polskiej. Zaczęto także rugować z oficjalnego języka pojęcie wojny, zastępując je w perfidny sposób terminami: „stabilizacji” i „misji” i „operacji”.
W sprowokowanych przez USA i Niemcy konfliktach zbrojnych w Jugosławii słynne działania pokojowe sojuszu miały charakter „operacji powietrznych lotnictwa NATO” Ich pierwsza faza miała miejsce w latach 1993-1995 i powinna być przesłanką do konkluzji, iż sojusz zmienił swój charakter i z obronnego przeszedł na pozycję agresora.
Polska stojąca wówczas w poczekalni do NATO otrzymała czerwony sygnał, który zlekceważyła. Zlekceważyła również kolejny, którym była druga faza „operacji powietrznych wojsk NATO” w byłej Jugosławii – trwające od marca do czerwca bombardowanie Serbii. Stanowi ono szczególny rozdział haniebnej historii NATO w powojennej Europie – a jednak nie ostudziło pronatowskiej euforii w Polsce ani też nie zrodziło głębszej refleksji geopolitycznej. Co więcej, nie zrodziło też refleksji moralnej.
Przyjęto zasadę, że NATO – podobnie jak USA – ma zawsze rację, nigdy się nie myli. Ta bezkrytyczna postawa Polski wobec ewidentnego zła moralnego, społecznego, cywilizacyjnego była jednym z ważniejszych świadectw transformacji naszej mentalności i naszego charakteru narodowego. Cywilizacja łacińska stawała się w szybkim tempie pustym hasłem. Jej trwałym elementem jest przecież wypracowana przez św. Augustyna i rozwinięta przez św. Tomasza filozofia pokoju, dopuszczająca wojnę jedynie jako środek wyjątkowy i ostateczny.
W De civitate Dei św. Augustyn podkreśla, że wojna jako środek ostateczny prowadzić musi do pokoju, który jest dobrem najwyższym, ściśle związanym z naturą człowieka. Nikt bowiem – jak pisze – nie dąży do wojny poprzez pokój, lecz prowadzi wojnę dla osiągnięcia pokoju. Św. Tomasz uszczegółowił problem wojny w ramach filozofii pokoju, dopuszczając tzw. wojnę sprawiedliwą, nazywaną słuszną, jako taką, której jedynym uzasadnieniem jest nadzieja sprawiedliwego pokoju. To jest zbudowana na gruncie chrześcijańskich wartości moralnych uniwersalna koncepcja, która stała się jednym z ważniejszych filarów cywilizacji łacińskiej.
Warto w tym miejscu przypomnieć, że ten najwybitniejszy chrześcijański filozof określił jednocześnie trzy warunki sprawiedliwej wojny: 1. decyzję o jej rozpoczęciu może podjąć jedynie prawowita władza publiczna 2. Sprawiedliwa wojna może toczyć się jedynie w imię słusznej sprawy, którą św. Tomasz określa za św. Augustynem jako: ukaranie agresora, naprawienie wyrządzonych krzywd, przywrócenie równowagi i zaprowadzenie porządku społecznego.
Ani jedna z wojen prowadzonych po II wojnie światowej przez USA – na Bliskim Wschodzie z udziałem Izraela jako strategicznego sojusznika – i NATO nie spełniała żadnego z tych warunków. Polskim piewcom cywilizacji łacińskiej nie przeszkadzał jednak i nie przeszkadza nadal ten antynomiczny wobec jej pokojowego charakteru wymiar Sojuszu Północnoatlantyckiego, który przekształcił się w światowego agresora.
Polska jako jego członek wzięła udział w sprzecznych z chrześcijańską moralnością i koncepcją pokoju wojnach USA w Iraku i Afganistanie, zgodziła się na bombardowanie Libii, a ostatnio Syrii. Nie zaprotestowała i nie protestuje, gdy w wyniku inicjowanych przez USA, Izrael i wspomaganych przez NATO krwawych rewolucji arabskich dokonywane jest ludobójstwo chrześcijan na Bliskim Wschodzie. Milczą polscy katolicy, a nade wszystko katolickie media, które nie cofają się nawet przed propagowaniem amerykańsko-natowskich „racji”. Co najwyżej puszczą informację o tym, że w świecie islamu prześladowani są chrześcijanie i ginie cywilna ludność. Nie przepuszczą jednak żadnej analizy, której autor odważyłby się przedstawić rolę USA, Izraela i NATO w prowokowaniu wojen na Bliskim Wschodzie i w będącym ich skutkiem ludobójstwie chrześcijan.
Nie ma w mediach ludzi, nie mówiąc już o środowisku polityków i elit opiniotwórczych, którzy powiedzieliby jasno polskiemu społeczeństwu, że są to działania godzące w chrześcijańskie wartości moralne i cywilizację łacińską. Nie ma nikogo, kto powiedziałby stanowczo, że wojny USA i NATO przekształciły się w permanentną wojnę globalną, za którą ponosi odpowiedzialność również Polska. Że z wojną globalną koordynowana jest wojna ekonomiczna prowadzona poprzez różnego rodzaju embarga i sankcje oraz narzucanie suwerennym państwom demokracji w amerykańskim stylu, genderyzmu i reform ekonomicznym w interesie MFW, Banku Światowego i ponadnarodowych korporacji.
Że również wojna ekonomiczna, wypowiedziana m.in. Iranowi, a ostatnio Rosji, nie ma nic wspólnego z cywilizacją łacińską, na którą powołują się nade wszystko tzw. prawicowe środowiska w Polsce.
Ich luminarze wiedzą o tym dobrze, ale wolą siedzieć cicho albo koncentrować się na kłótniach między PO i PiS, bo to niczym nie grozi, a nade wszystko usypia sumienie Polaków. Bezpiecznie też jest nadal pisać i mówić o groźnym komunizmie, a w obliczu trzeciej wojny światowej uprawiać wyłącznie politykę historyczną, z której ma wynikać jedno: największym zagrożeniem dla Polski i światowego pokoju jest Rosja. To ona i tylko ona chce nas unicestwić, bo skoro zaanektowała Krym (nikt w wiodących mediach nie mówi o jego powrocie do Rosji), to już nikt i nic jej nie powstrzyma i dojdzie do Odry.
Uzasadnieniem dla tej manipulacji jest wsparcie Rosji dla Donbasu, który nie uznał zamachu stanu w Kijowie i zbuntował się przeciwko nielegalnej władzy, odmawiającej milionom żyjących tu Rosjan prawa do ich rodzimego języka. W ramach tej manipulacji udział Polski w przygotowaniu przewrotu w Kijowie, wsparcie dla działań prezydenta Poroszenki przeciwko Donbasowi, pomoc wojskowa i zaopatrzenie w broń wojsk rządowych Ukrainy, które wszczęły wojnę domową jest działaniem szczytnym, bo prowadzonym do poszerzenia UE i NATO.
Celem tej zmasowanej propagandy wojenno-natowskiej jest całkowita dezorientacja polskiego społeczeństwa i ubezwłasnowolnienie wobec perspektywy globalnego kataklizmu wojennego. W jej ramach rugowana jest ze świadomości Polaków koncepcja rozbudowy polskiego potencjału militarnego nade wszystko w interesie Polski i zgodnie z nauką św. Tomasza – dla pokoju.
W myśl wytycznych „kwatery głównej” Polska ma się zbroić w ramach NATO, dla NATO i dla jego przyszłych nowych członków, m.in. Ukrainy – w imię nowych wyzwań, stających przed tym największym w świecie sojuszem wojskowym.
Najnowszym dla niego wyzwaniem jest oczywiście Rosja. Kto pamięta czasy komunizmu, ten uczciwie przyzna, że jest to propaganda w jego stylu, podejmowana w przekonaniu, że Polacy nie zorientują się, kto ich pcha do nowej wojny światowej. Propaganda amerykańsko-natowska uśpiła też pamięć polskiego społeczeństwa o nadchodzącej 70. rocznicy zakończenia II wojny światowej, aby nie zmobilizować „pacyfistów”, mogących pomieszać szyki strategom wojny permanentnej, której celem nie jest pokój, równowaga i sprawiedliwość, ale chaos, destrukcja, krzywda, poniżenie.
Wystarczy spojrzeć na skutki uderzenia na Afganistan i jego okupacji, na Irak, Libię, Syrię, którą zaatakowali najpierw uzbrojeni przez USA i członków NATO „bojownicy”- budujący obecnie na Bliskim Wschodzie Państwo Islamskie – a ostatnio bombardują samoloty amerykańskie. Znamienne, że w wyniku tych działań uległy zagładzie irackie i syryjskie enklawy chrześcijaństwa.
To, co jest skutkiem wojen USA i NATO trzeba nazwać cywilizacją wojny. Przerażające są jej świadectwa: śmierć setek tysięcy niewinnych ludzi, miliony uchodźców żyjące w obozach na cudzej ziemi, totalne zniszczenie, zapaść cywilizacyjna, a nade wszystko poczucie okrutnej krzywdy i poniżenia trawiące miliony ludzi – całe narody i społeczeństwa. Cywilizacja wojny jest hańbą XXI wieku i okryte nią polskie „elity” nie mają prawa odwoływać się do cywilizacji łacińskiej.
[1] http:/libr.sejm.gov.pl/txt/nato; 2014-11-17
Prof. Anna Raźny

(podkreślenia Redakcji)
[link widoczny dla zalogowanych]


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
aryski




Dołączył: 13 Cze 2009
Posty: 273
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 19 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Sob 12:42, 03 Sty 2015    Temat postu:

METRO-SŁUŻBA ZDROWIA-OBRONNOŚĆ.
Trudno dziś podać konkretny termin otwarcia II linii metra, ws. reprywatyzacji najpierw chcemy przeprowadzić projekt tzw. małej ustawy reprywatyzacyjnej, na 5. rocznicę katastrofy smoleńskiej pomnik raczej nie stanie w stolicy - mówi PAP prezydent Warszawy Hanna Gronkiewicz-Waltz.
PAP: Niedawno rozpoczęła Pani trzecią kadencję na stanowisku prezydenta Warszawy. W końcówce kampanii obiecywała Pani otwarcie II linii metra na 14 grudnia 2014 r.; zaraz po wyborach okazało się, że otwarcie opóźni się co najmniej o kilka tygodni. Na jakiej podstawie mówiła Pani o 14 grudnia? Prezes metra Jerzy Lejk poinformował ostatnio, że odbiory nadal trwają, a komplet dokumentów jest gotowy tylko dla dwóch stacji.
Przychodnie lekarskie zamknięte.
Armia w rozkładzie.
Oto cała prawda o pani prezydent i jej kolegach.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
mryski




Dołączył: 13 Cze 2009
Posty: 282
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 16 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Polska
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 10:45, 11 Sty 2015    Temat postu:

A jednak polski żołnierz nie może żyć bez wojny. MON gotowe jest na nowe wezwania, a szef MSZ ogłasza za oceanem gotowość do działania.
Nasz Dziennik, Nasi wrócą do Iraku?: "Polska ma się bardziej zaangażować w walkę z dżihadystami z Państwa Islamskiego i jest prawdopodobne, że z tego powodu nasi żołnierze pojadą znowu do Iraku. Minister spraw zagranicznych Grzegorz Schetyna zadeklarował podczas wizyty w USA, że Polska "bierze pod uwagę wszystkie możliwości" zwiększenia wsparcia dla międzynarodowej koalicji walczącej z dżihadystami z radykalnej organizacji Państwo Islamskie (IS). Co prawda Schetyna zastrzegł, że "w najmniejszym stopniu" rozważana jest opcja zaangażowania wojsk lądowych, ale tego nie wykluczył. Podkreślił, że decyzja w tej sprawie jest w rękach wicepremiera i ministra obrony narodowej Tomasza Siemoniaka i należy się jej spodziewać w lutym na posiedzeniu ministrów obrony NATO w Brukseli. Taka decyzja musi być formalnie przyjęta też przez rząd i prezydenta."


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
julevin




Dołączył: 15 Sty 2008
Posty: 790
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 108 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pią 16:57, 06 Lut 2015    Temat postu:

USA traktują sojuszników jak idiotów, a ci są z tego dumni!!!

Ukraińska wojna banksterów
Nie milkną plotki, że węgierski miliarder o żydowskich korzeniach George Soros, który ćwierć wieku temu czerpał profity z organizowanej przez siebie tzw. transformacji w krajach dawnego bloku komunistycznego, ma stanąć na czele Narodowego Banku Ukrainy. Wygląda na to, że Ukraina stała się celem międzynarodowej finansjery, która użyje wszystkich dostępnych środków, aby wyssać z tego kraju ostatnią hrywnę. Minęło kilka miesięcy od czasu, kiedy miliarder George Soros przyznał się, iż miał swój udział w finansowaniu ukraińskiej rewolucji, która umożliwiła przejęcie władzy faszyzującym nacjonalistom. Co ciekawe cały przewrót, ochrzczony mianem „demokratycznego” i dokonujący się nie bez unijnych sztandarów, był silnie wspierany przez wszystkie ogólnoeuropejskie instytucje, również te finansowe, niczym świetna lokata kapitału. Problem jednak w tym, że cała kijowska awantura stanowiła gigantyczny skok na kasę wszystkich państw Europy oraz Stanów Zjednoczonych.

Warto w tym miejscu zauważyć, że jakakolwiek pomoc ze strony międzynarodowych instytucji była wypłacana z pieniędzy podatników poszczególnych krajów, które w różnej formie, m.in. składek trafiały na konta tychże instytucji. Dla wszystkich udzielających Ukrainie tzw. pomocy było oczywiste, że pieniądze te nie zostaną zwrócone. Pytanie jednak, czy było dla nich oczywiste również to, że zostaną zdefraudowane, pozostaje nadal otwarte. Zniknięcie rezerw złota państwa ukraińskiego po przejęciu władzy przez ludzi Majdanu w tajemniczy sposób nie dało do myślenia także premier Polski Ewie Kopacz, która nie znalazła funduszy na najpilniejsze potrzeby Polaków, za to hojną ręką obiecała Ukrainie pomoc z pieniędzy podatników w wysokości 100 mln euro w postaci kredytu, który – nie oszukujmy się – nigdy nie zostanie spłacony. Co dzieje się z pieniędzmi, które Ukraina otrzymuje od szeroko rozumianej międzynarodowej społeczności? - Nie wiadomo, gdyż nie istnieje de facto żaden system monitorowania wydatkowania tych funduszy. Mimo tego George Soros miał odwagę kilkanaście dni temu zaapelować do międzynarodowych instytucji o wypłacenie Ukrainie dodatkowych 50 mld dolarów.
Jako potencjalne źródła sfinansowania tej nowej pomocy wskazał znajdujące się w dyspozycji Komisji Europejskiej a dotychczas niewykorzystane 47,5 mld dolarów zarezerwowanych na pomoc krajom spoza strefy euro znajdującym się w trudnej sytuacji finansowej i 15,8 mld dolarów pozostających w dyspozycji Europejskiego Mechanizmu Stabilizacyjnego, które również nie zostały dotychczas wykorzystane. Soros zaproponował także, aby Europejski Bank Inwestycyjny wypuścił obligacje o łącznej wartości 10 mld euro lub większej, z których pieniądze zostałyby przeznaczone dla Ukrainy.
Oprócz tych wszystkich propozycji padła również taka, aby Bank Światowy i Europejski Bank Odbudowy i Rozwoju wyasygnowały w formie pomocy długoterminowej około 5 mld dolarów, aby pomóc w odbudowie ukraińskiego sektora bankowego. Wszystko wskazuje na to, że właśnie dokonuje się kolejna absorpcja potężnych sum pieniędzy wydartych przeciętnym obywatelom, którym wmawia się, iż to w ich interesie leży finansowe zasilanie międzynarodowych banksterów, inwestujących niemałe sumy w konflikty, nie tylko na Ukrainie.
Anna Wiejak
Fot. sxc.hu
Źródło: VeteransToday, Bloomberg


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
julevin




Dołączył: 15 Sty 2008
Posty: 790
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 108 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pią 9:00, 03 Kwi 2015    Temat postu:

Honor generała
W czwartek, 19 marca 2015 r. znalazłem w mediach bardzo przykrą i bulwersującą wiadomość. Na stronie internetowej Radia Kraków ukazał się komunikat pod wielce znamiennym i dużo wyjaśniającym tytułem: „Generał Mieczysław B. został zatrzymany w Krakowie za jazdę po pijanemu. Miał 1,3 promila”.

Z lektury jasno wynika, że chodzi tu o znanego mi dobrze, czterogwiazdkowego generała Wojska Polskiego, który od przeszło roku jest na emeryturze. Choć znamy się od wielu, wielu lat, nie mogę jednak wyjawić jego nazwiska, gdyż generał ma obecnie status podejrzanego i dlatego należy używać jedynie inicjałów. Przestępstwo, którego dopuścił się i do którego przyznał się generał miało miejsce 3 marca bieżącego roku w Krakowie. Ciekawe, że nawet na stronie Wikipedii, poświęconej osobie generała, na końcu długiej listy zaszczytnych stanowisk, które generał B. zajmował i piastował w swojej bogatej wojskowej karierze, ktoś już zdążył umieścić ostatnią pozycję: „3 marca 2015: zatrzymanie przez Policję w stanie nietrzeźwym z 1,3 promila we krwi”. Doprawdy, jakże smutne i żenujące posumowanie całego wojskowego życia generała.
Pozwalam sobie na te kilka słów krytyki pod adresem generała B. gdyż, pomimo tego, iż jest on nieco starszy wiekiem ode mnie, ale pierwszy stopień generalski otrzymałem wcześniej niż generał B. i był taki okres, kiedy byłem jego przełożonym. W swojej krytyce postaram się zachować pewien umiar i nie będę nazywał generała B. na przykład, „potencjalnym zabójcą”, a przecież takim mianem nasze społeczeństwo zwykło nazywać pijanych kierowców. Tak wysokie stężenie alkoholu wskazuje raczej na spożycie go tuż przed rozpoczęciem jazdy, a nie na syndrom „dnia poprzedniego”. Można, zatem podejrzewać, że przestępstwo generał B. popełnił świadomie i z premedytacją.
Trudno się dziwić, że w obliczu tak bezspornych faktów podejrzany B. przyznał się do przestępstwa i zaproponował dobrowolne poddanie się karze. Ktoś może powiedzieć, o co ten szum, przecież codziennie policja zatrzymuje setki, jak nie tysiące pijanych lub podpitych kierowców i w zasadzie nie robi to już na nikim większego wrażenia. Może i tak, ale jest to duży problem w naszym państwie, z którym nie umiemy sobie jakoś poradzić. Dyskusja odżywa na nowo, gdy dojdzie do jakiejś dużej tragedii, gdy ginie kilka osób zabitych przez pijanego kierowcę. Jednak potem emocje opadają i wszystko wraca do „normy”. Powstaje pytanie, czy generał B. mógł kogoś zabić kierując pojazdem pod tak dużym wpływem alkoholu? Odpowiedź jest jedna – oczywiście, tak. Od człowieka posiadającego tak wysoki stopień generalski, a przypomnę, że obecnie jedynie czterech żyjących oficerów posiada ten stopień, z tego trzech w stanie spoczynku i jeden w służbie czynnej, należy wymagać wielokrotnie więcej, niż od przeciętnego obywatela naszego kraju. Przestępstwo tego typu, popełnione przez czterogwiazdkowego generała, deprecjonuje jego osobiście w stopniu znacznie większym, niż jakiegokolwiek innego człowieka. Deprecjonuje cały korpus generalski i oficerski. Dobrze by było, aby generał B. poczytał sobie komentarze pod komunikatami o jego przestępstwie, jakie internauci zamieszczają na różnych forach. Może wtedy dotarłoby do niego, jak wielką szkodę wyrządził nie tylko sobie, ale przede wszystkim porządkowi prawnemu naszego kraju, całemu korpusowi generałów, oficerów i wszystkim żołnierzom Wojska Polskiego.
Na swoim blogu piszę już, niestety, drugi raz o przestępstwach popełnianych przez generałów. Wcześniej pisałem o przestępstwie polegającym na przywłaszczeniu sobie portfela obywatela Niemiec przez generała brygady Straży Granicznej. Teraz mamy do czynienia z przestępstwem, według mnie, większego kalibru, gdyż jego konsekwencje mogłyby być znacznie gorsze, a i waga gatunkowa sprawcy jest znacznie większa. Dlatego, niezależnie od decyzji prokuratury i sądu, co do sposobu ukarania generała B., uważam, że jest to również sprawa honorowa i powinna być rozpatrzona przez generalski sąd honorowy, a tam wyroki mogą być dotkliwe, z wnioskiem o degradację włącznie. Tak, czy inaczej, czekam na jeszcze jeden dopisek w Wikipedii, podsumowujący dorobek generała B., tym razem o prawomocnym i surowym ukaraniu czterogwiazdkowego, na razie, podejrzanego. Mam również sugestię dla Czytelników bloga, aby z przymrużeniem oka słuchali tego wszystkiego, co generał B. tak często opowiada w telewizji, bo nie wiadomo, czy mówi to na trzeźwo, czy będąc na przysłowiowej „bani”.
Piotr Makarewicz.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
julevin




Dołączył: 15 Sty 2008
Posty: 790
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 108 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Śro 11:25, 08 Kwi 2015    Temat postu:

MINĘŁO 65 LAT OD SKAZANIA LEGENDARNEGO PILOTA NA ŚMIERĆ

Komuniści nie znali litości - nawet tak zasłużonego w bojach z Niemcami pilota Stanisława Skalskiego skazano na karę śmierci. Ostatecznie torturowany i dręczony pogromca messerschmittów został ułaskawiony.
Dlaczego as myśliwski okresu II wojny światowej o najwyższej liczbie zestrzeleń wśród polskich pilotów, uhonorowany Krzyżem Złotym i Krzyżem Srebrnym Orderu Wojennego Virtuti Militari oraz licznymi brytyjskimi odznaczeniami, bohater września 1939 roku, bitwy o Anglię i walk w Afryce Północnej, został 7 kwietnia 1950 roku skazany na karę śmierci?

W 1947 roku, uznawany przez Brytyjczyków za bohatera, proszony o przyjęcie brytyjskiego obywatelstwa i posady wykładowcy w akademii lotniczej, Skalski zdecydował się na powrót do Polski. Pilot miał świadomość, że w rządzonej przez komunistów i Sowietów ojczyźnie może czekać go najgorsze.

Nie mylił się. Choć początkowo, jako jeden z niewielu walczących na zachodzie pilotów, został przyjęty do nowo formowanego Wojska Polskiego, to jednak w 1948 roku został aresztowany przez ubeków. Skalskiemu zarzucono szpiegostwo.

Pilota przetrzymywano więzieniach na ulicy Koszykowej i Rakowieckiej, gdzie przez rok poddawano go brutalnym torturom przez znanych z sadyzmu ubeków: Adama Humera (właściwie Umera) i Józefa Różańskiego (właściwie Goldberg). O metodach przesłuchań tego ostatniego pisał Zdzisław Uniszewski.

"Jest absolutnie bezsporne, że Różański sam bił do krwi, tolerował bicie i podżegał do niego podwładnych mu funkcjonariuszy, bijąc w ich obecności. Jego istotną umiejętnością "zawodową" było psychiczne dręczenie ludzi w śledztwie i wydostawanie od nich tą drogą informacji, często fałszywych, których wcześniej nie podaliby nawet podczas tortur w katowniach gestapo" - można przeczytać w publikacji "Józef Różański".

Kolejnym krokiem był tak zwany proces kiblowy, w czasie którego siedzącego w celi na miejscu przeznaczonym do toalety Skalskiego sędzia major Mieczysław Widaj skazał na śmierć.

Dumny bohater bitwy o Anglię odmówił skorzystania z możliwości napisania prośby o ułaskawienie. Poprosiła o nie owdowiała matka Skalskiego, której mąż zmarł na zawał serca po otrzymaniu informacji o wyroku dla syna.

24 stycznia 1951 roku prezydent Bolesław Bierut zamienił Skalskiemu karę śmierci na dożywotnie więzienie. Dręczący pilota ubecy poinformowali go o ułaskawieniu dopiero rok po decyzji Bieruta , Skalski przez dwanaście miesięcy przebywał w celi śmierci ze świadomością, że w każdej chwili może umrzeć.

Pilot za kratami spędził ostatecznie osiem lat. Na fali odwilży w 1956 roku, Skalski został zwolniony z więzienia i otrzymał odszkodowanie w wysokości 79 tysięcy zł. W tym samym roku powrócił do wojska w stopniu majora.

Późniejsze ścieżki życia pilota, któremu zaliczono zestrzelenie około dwudziestu niemieckich samolotów, były kręte. Skalski latach 80., będąc wówczas generałem, wspierał działania komunistycznego nacjonalistycznego ruchu Zjednoczenie Patriotyczne "Grunwald".

Po 1989 roku związał się z Andrzejem Lepperem i z listy Samoobrony próbował bezskutecznie zdobyć mandat poselski. Wcześniej kandydował z listy Chrześcijańskiej Demokracji.

Skalski zmarł w 2 listopada 2004 roku. Ostatnie miesiące życia spędził w domu pomocy społecznej po tym, jak opiekujący się nim ludzie przejęli od niego oszczędności i mieszkanie. Skalskiego pochowano na Cmentarzu Wojskowym na Powązkach.

Mieczysław Widaj (ur. 12 września 1912 w Mościskach, zm. 11 stycznia 2008 w Warszawie) – pułkownik Wojska Polskiego, zastępca przewodniczącego Najwyższego Sądu Wojskowego, w latach 1945-1953 odpowiedzialny za skazanie na śmierć 106 żołnierzy podziemia niepodległościowego w tym:
7 kwietnia 1950 roku asa polskiego lotnictwa Stanisława Skalskiego - w więzieniu mokotowskim, w tzw. procesie kiblowym,
31 maja 1950 roku por. Zygmunta Szymanowskiego,
3 lipca 1950 roku por. Stefana Bronarskiego ps. "Roman",
2 listopada 1950 roku legendarnego dowódcę podziemia Zygmunta Szendzielarza ps. "Łupaszka" i jego podkomendnych,
21 grudnia 1950 Tadeusza Cieślę,
w lutym 1951 roku na wniosek Heleny Wolińskiej zatrzymał w więzieniu Augusta Emila Fieldorfa ps. "Nil",
25 kwietnia 1952 roku ława sędziowska WSR pod jego przewodnictwem skazała na karę śmierci członków Stronnictwa Narodowego Mieczysława Gągorowskiego, Adama Mireckiego oraz Władysława Lisieckiego,
w dniach 14-21 września 1953 roku przewodniczył składowi sędziowskiemu WSR w Warszawie, który skazał biskupa kieleckiego Czesława Kaczmarka w sfingowanym procesie pokazowym, tzw. procesie biskupa Kaczmarka,
30 kwietnia 1953 roku skazał pod zarzutem szpiegostwa na karę śmieci, utratę praw publicznych i utratę mienia kawalera Orderu Virtuti Militari mjr. Andrzeja Rudolfa Czaykowskiego (dowodów na działalność szpiegowską nie przedstawiono),
16 listopada 1953 roku skazał na karę dożywotniego więzienia ppłk. Jana Mazurkiewicza ps. "Radosław".
W 1957 roku zwolniony z pracy, po kilku miesiącach znalazł posadę radcy prawnego, którą pełnił do emerytury
Mieczysław Widaj miał zostać pochowany na cmentarzu parafialnym koło kościoła św. Katarzyny na warszawskim Służewcu. Co ciekawe, na tym cmentarzu leży 2 tysiące osób, głównie żołnierzy podziemia, zamordowanych przez UB w latach 1945-1955. Przeciwko pochowaniu sędziego na tym cmentarzu, zaprotestowały rodziny ofiar i kilku polityków PiS-u, w tym wicemarszałek Senatu – Zbigniew Romaszewski. Żona M. Widaja wycofała się z pomysłu pogrzebania męża na Służewcu. Został pochowany na cmentarzu w Grabowie. Po licznych aktach profanacji grobu bez pomnika, związanych z pamięcią o czynach w czasach stalinowskich, prawdopodobnie w 2009 r. szczątki zostały ekshumowane i przeniesione na cmentarz w okolicach Grodziska Mazowieckiego.

Zródła:
[link widoczny dla zalogowanych]
[link widoczny dla zalogowanych]


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Podobin




Dołączył: 26 Lut 2008
Posty: 432
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 66 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Warszawa

PostWysłany: Pią 20:18, 29 Maj 2015    Temat postu: Skandal w MON?

Coś brzydko pachnie na samej górze.

Opublikowano 28 maja 2015 Autor: PIOTR MAKAREWICZ

Dzień 13 czerwca to Święto Żandarmerii Wojskowej. W tym roku ten dzień wypada w sobotę i zapewne oficjalne obchody odbędą się nieco wcześniej. W tym roku obchody tego Święta zostaną „uświetnione” zmianą na stanowisku Komendanta Głównego Żandarmerii Wojskowej. Myliłby się jednak ten, kto uznałby, że jest to normalna zmiana wynikająca z planowej polityki kadrowej. Żeby można było zrozumieć, co się stało, muszę się cofnąć w czasie do zeszłego tygodnia.
Mówi się, że ryba zaczyna się psuć od głowy. Coś w tym jest, z tym, że jeżeli chodzi o nasze wojsko to ten rozkład postępuje w miarę równomiernie w całym jego stanie osobowym. Ktoś, kto czyta ten blog od pięciu i pół lat i jednocześnie obserwuje zachodzące w tym czasie zmiany w armii chyba z taką tezą się zgodzi. Jednak nadal szczególnie bulwersuje sytuacja, gdy zachodzi podejrzenie, że coś bardzo niedobrego wydarzyło się na samej „górze”, czyli u samej głowy. We wtorek, 19 maja rozdzwonił się mój telefon. Dwie redakcje zwróciły się do mnie z prośbą o skomentowanie faktu, że jakoby minister obrony narodowej „wystąpił z wnioskiem o odwołanie w trybie natychmiastowym Komendanta Głównego Żandarmerii Wojskowej” (sic!). Odparłem, że nie mogę tego faktu w żaden sposób skomentować, gdyż nic o takim zamiarze ministra nie wiem i to od moich rozmówców dowiaduję się o takich „rewelacjach”. Wyjaśniłem tylko redaktorom, że minister nie musi występować z jakimkolwiek wnioskiem o odwołanie oficera na tym stanowisku, gdyż obsadzanie tego stanowiska znajduje się całkowicie w gestii ministra i jeżeli chce kogoś odwołać z funkcji Komendanta Głównego ŻW, to po prostu go odwołuje i tyle.
Zapewne zapomniałbym o całym tym zdarzeniu, gdyby nie to, że nazajutrz również rozdzwonił się mój telefon, z tym, że już od kolegów i znajomych, którzy naświetlili mi bardziej dokładnie całą tę sprawę. Rozmowy były prywatne i dlatego ich treść zachowam dla siebie, ale o pewnych zjawiskach myślę, że mogę napisać, choć też oględnie, gdyż nie dysponuję ani dokumentami, ani innymi dowodami, którymi mógłbym poprzeć bardziej dokładne dane. Okazało się, że faktycznie nastąpi zmiana na stanowisku Komendanta Głównego ŻW. Dotychczasowy Komendant Główny czy to z własnej inicjatywy, czy otrzymał „propozycję nie do odrzucenia”, ale w zeszłym tygodniu złożył wypowiedzenie stosunku służbowego, czyli mówiąc po ludzku – wyraził chęć odejścia do cywila. Problem polega jednak na tym, że w sumie całe to zamieszanie nie dotyczy osoby szefa Żandarmerii, lecz osoby usadowionej w strukturach wojska znacznie wyżej, niż Komendant Główny. Osobę Komendanta rozpatrywałbym raczej w kategoriach „kozła ofiarnego”, bo przecież czyjąś głowę na pień należało położyć. Więcej szczegółów podać nie mogę, ale są one doskonale znane zarówno kierownictwu resortu, jak również organom ścigania. Myślę, że wielu żołnierzy domyśli się, o kogo chodzi. Problem polega na tym, że podobno wszelkie „kwity” w cudowny sposób „zaginęły” i tak na dobrą sprawę nie ma dzisiaj twardych dowodów przestępstwa. Tymi wydarzeniami jednak mocno interesują się media i jestem przekonany, że wcześniej, czy później sprawa ujrzy światło dzienne. Choroba alkoholowa sama nie przechodzi i zazwyczaj objawia się w ostrej formie w najmniej oczekiwanym momencie, często w tragicznych lub tragicznie skandalicznych okolicznościach. Obym był złym prorokiem, ale dotychczas rzadko się w swoich przewidywaniach myliłem. Śledźmy, zatem media, bo spodziewam się wkrótce „sensacyjnych” doniesień.
Popatrzmy kogóż to pan minister Siemoniak wyznaczył na stanowisko Komendanta Głównego ŻW i kto zastąpi po święcie Żandarmerii Wojskowej gen. dyw. dr. Mirosława Rozmusa. Otóż będzie to opisywany już na moim blogu i nie tylko, gen. bryg. Piotr Nidecki, dotychczasowy szef Centrum Operacyjnego MON. Swego czasu na blogu charakteryzowałem tego pana z okazji jego awansu na stopień generała brygady. W dniu 31 lipca 2014 roku pisałem, iż z biogramu wynika, że ten oficer wojsk inżynieryjnych jedynie sześć lat spędził w jednostkach inż.- sap. i jeden rok w 10 Brygadzie Kawalerii Pancernej. Już od 2001 roku służył w Sekretariacie Ministra Obrony Narodowej. Osobiście pamiętam przyszłego generała brygady Nideckiego, jako majora, który obsługiwał aparaturę audiowizualną i rejestrującą posiedzenia kierownictwa Ministerstwa Obrony Narodowej. Już wtedy zastanawiałem się, czy dla obsługi tego sprzętu potrzebny jest aż major, gdyż ja będąc w stopniu majora dowodziłem pułkiem czołgów, a potem pułkiem zmechanizowanym. Nie przypuszczałem jednak, że obsługa magnetofonu, czy obsługa korespondencji to droga do objęcia stanowiska zastępcy dyrektora Sekretariatu MON, potem dyrektora tegoż Sekretariatu, a od 8 lipca 2014 roku szefa Centrum Operacyjnego Ministra Obrony Narodowej i w rezultacie droga do stopnia generała brygady. Po jakiego grzyba traciłem zdrowie i nerwy będąc dowódcą dwóch pułków i dowódcą dwóch dywizji, aby w końcu zasłużyć na awans do stopnia generała brygady. Przecież zamiast tej harówki mogłem dobrze opanować obsługę magnetofonu i rzutnika multimedialnego. Teraz okazuje się, że są to również wystarczające kwalifikacje, aby kierować tak specyficzną służbą, jak Żandarmeria Wojskowa. Ta nominacja wyraźnie pokazuje jak zupełnie przestały się liczyć kompetencje, wiedza i doświadczenie w procesie wyznaczania na odpowiedzialne stanowiska służbowe. Tak na dobrą sprawę minister tą nominacją dał jednoznaczny sygnał, że jest w zasadzie obojętne, kto będzie pełnił obowiązki na danym stanowisku. Może być to nawet bajkowy kot w butach, byleby był całkowicie posłuszny i oddany, gotowy wykonać każde życzenie przełożonego. Ciekawe, że od 1 września 1990 roku, a więc od dwudziestu pięciu lat, to znaczy od momentu oficjalnego reaktywowania poddziałów Żandarmerii Wojskowej, ta formacja nie dochowała się żadnego specjalisty, żandarma z prawdziwego zdarzenia, który mógłby teraz pokierować tą służbą. Podejrzewam jednak, że wewnątrz Żandarmerii znalazłby się nie jeden dobrze przygotowany oficer z wykształceniem prawniczym, specjalista w sprawach prewencji, czy też w procedurach dochodzeniowo-śledczych, który z powodzeniem mógłby pokierować formacją. Jednak widać wyraźnie, że to stanowisko coraz bardziej staje się stanowiskiem politycznym, a nie merytorycznym. Widocznie nie chodzi o to, aby efektywnie walczyć z przestępczością (również na najwyższym szczeblu, a może szczególnie tam), lecz o to, aby ślepo i bez dyskusji wykonywać polecenia i życzenia przełożonych. Powstaje tylko pytanie, do czego ma to prowadzić? Do czego w takim razie ma służyć Żandarmeria Wojskowa, szczególnie w obliczu kolejnej, tym razem parlamentarnej, kampanii wyborczej oraz w obliczu rozstrzygnięcia największych przetargów na dostawy uzbrojenia, wartych wiele miliardów złotych?
Interesujące jest również to, że pomimo faktu, iż decyzje o tej zmianie zapadały jeszcze w zeszłym tygodniu, opinia publiczna oficjalnie dowie się o tym dopiero na początku czerwca. Myślę, że łatwo to można wytłumaczyć. Nie byłoby to dobrym sygnałem dla wyborców przed debatą przeprowadzoną w dniu 21 maja, a tym bardziej przed drugą turą wyborów prezydenckich, że na wysokich stanowiskach w wojsku dzieje się coś niedobrego. Tym bardziej, że niektóre z nich są obsadzane przez prezydenta. Przecież mogłoby to uderzyć w kandydującego w wyborach urzędującego zwierzchnika sił zbrojnych, a do tego przecież obecny minister obrony narodowej nie mógłby dopuścić. W tym tygodniu wiemy już, że takie zabiegi i tak nie dały żadnego rezultatu, bo obecny zwierzchnik sił zbrojnych niedługo zwierzchnikiem już nie będzie z wszelkimi tego konsekwencjami. Zaś prosty lud, czyli podatnik wszystko kupi, każdą bajkę i nadal będzie ciemny jak tabaka w rogu.
Piotr Makarewicz.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Podobin




Dołączył: 26 Lut 2008
Posty: 432
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 66 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Warszawa

PostWysłany: Śro 18:58, 10 Cze 2015    Temat postu:

Czas najwyższy, by dokładnie śledzić kampanię wyborczą.
Oto człowiek, który cały miniony okres spędził na spijaniu śmietanki z rządowych układów, w obliczu katastrofy przystępuje do tworzenia nowej partii. Oto jedno z zadań jakie sobie stawia.
To finansista Ryszard PETRU. A partia: stowarzyszenie Nowoczesna.pl

Oto jego hasło:
Wiem, że emeryci wojskowi mają zbyt duże emerytury i przywileje, musimy to szybko i radykalnie zmienić.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Podobin




Dołączył: 26 Lut 2008
Posty: 432
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 66 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Warszawa

PostWysłany: Wto 8:57, 28 Lip 2015    Temat postu:

Stop dopalaczom! Apel do Rządu:
Pani Premier!
Zwracam się do Pani o podjęcie natychmiastowych działań w kierunku zlikwidowania problemu z dopalaczami. Setki młodych ludzi już zostało otrutych lub straciło życie na przestrzeni ostatnich lat. Nie doszłoby do tego, gdyby polskie przepisy zobowiązywały do podejmowania skutecznych działań prewencyjnych w tym zakresie.
Zwracam uwagę Pani Premier na trwający dramat wielu rodzin, na rozprzestrzenianie się tej trucizny zwłaszcza wśród młodego pokolenia. Będzie to katastrofalne w skutkach nie tylko ze względów społecznych, ale również ekonomicznych. Nie stać naszego państwa na to, aby pogrążać się w dodatkowe koszty związane z leczeniem w przyszłości ludzi zażywających dopalacze. Uniknijmy tego już dzisiaj. Te specyfiki rzutują na dalszy rozwój dzieci i młodzieży. Bardzo często hamują ich rozwój i obojętność wobec tego problemu sprawi, że odbije się to na całym społeczeństwie.
Gorąco apeluję do Pani Premier o współpracę w tym zakresie z Ministrem Zdrowia. Nie chodzi tu wyłącznie o zdrowie i życie młodego pokolenia, ale także o moralną odpowiedzialność za każdego obywatela.
Z poważaniem


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Podobin




Dołączył: 26 Lut 2008
Posty: 432
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 66 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Warszawa

PostWysłany: Wto 18:13, 03 Lis 2015    Temat postu:

Ostatni numer Głosu Weterana zawiera artykuł Redaktora Naczelnego tego miesięcznika. Nie wszyscy rezerwiści odpowiedzieli na apel redakcji i na bieżąco mogą zapoznawać się z treściami tam zawartymi. Po wyborach interesująco byłoby przeczytać to, co myśli osoba blisko związana z rezerwistami.
A może będzie dyskusja?

Czy to jest jeszcze moja Ojczyzna?

Napisałem ten artykuł, nie znając jeszcze wyników wyborów parlamentarnych. Nie jest to jednak na tyle istotne, aby mogło mieć wpływ na moją ocenę sytuacji, ale na tyle ważne, że nie będę posądzony o koniunkturalizm. Zamierzałem już dawno opracować tekst, który zawierałby moją oceną minionego, tak hucznie obchodzonego, jubileuszu 25-lecia zmian systemowych w Polsce. Tytuł niniejszej publikacji jest pytaniem, które sobie zadałem po tych 25 latach. Pytam sam siebie i nie znajduję właściwej odpowiedzi na to dość trudne pytanie. Gdzie się podziała moja Polska?

Kraj moich marzeń, aspiracji i miłości. Czy mam uwierzyć, że mój kraj to ten, w którym prezydent RP nawołuje młodzież do pozostawania na emigracji, ponieważ życie w nim jest beznadziejne? To, w takim razie, gdzie żyje pozostałe ponad 30 milionów Polaków? Kogo zatem mamy winić za taki, jeśli jest prawdziwy, obraz mojej Ojczyzny? Z małym wyjątkiem okresu rządów SLD, krajem tym władają przedstawiciele wywodzący się z Solidarności – ludzie, którzy obiecywali nam dobrobyt i szczęśliwe życie.
Teraz, kiedy naród coraz głośniej wyraża swoje niezadowolenie, rządzący i wywodząca się z tego samego pnia opozycja skaczą sobie nawzajem do gardeł, obarczając się wzajemnie odpowiedzialnością za taki stan rzeczy. Na komunę już bowiem nie da się niczego zrzucić. Zastanawiam się, czy nie miał racji Bohdan Poręba, który twierdził, że: Fałszywi patrioci z całym rozmysłem przejęli stery w Solidarności, aby zająć Polską scenę polityczną i ukierunkować ją na międzynarodowy kosmopolityzm, aby w konsekwencji utopić kraj w otchłani zapomnienia.

Jestem daleki od jednoznacznego opowiedzenia się za tym stwierdzeniem. Niemniej wiele faktów wskazuje na to, że Polacy tracą swoją tożsamość zarówno w kraju, jak i poza jego granicami. Czyż jest to mój kraj, w którym dokonuje się egzekucji pomników przeszłości, historii i literatury? Skąd to znamy? Czy o taką Polskę walczono przeciwko monopolowi jednej partii, aby dziś zastąpić monopolem innej, tylko „swojej”? Nieboszczka PZPR pokłada się ze śmiechu. Czy to mój kraj, aby Polak bał się Polaka? Można mieć dużo zastrzeżeń do wielu polityków PIS, ale straszenie nimi jak diabłem to lekka przesada.

Demokracja bowiem wskazuje zwycięzcę i ten ma rządzić tak, aby zyskać aplauz narodu lub odejdzie szybko w zapomnienie. W końcu każda partia obiecuje być tą zbawienną dla całego narodu bez wyjątku, bo wszyscy jesteśmy tego kraju dziećmi i każdy ma znaczący wkład w jego rozwój bez względu na okres, w którym tego dokonał. Czy w moim kraju demokracja ma polegać na głosowaniu na dwie partie, bo inne głosowanie to strata głosu? To jest współczesny model demokracji, czy równia pochyła do tyłu?

Czy to jest jeszcze moja Polska, w której ludzie starsi i schorowani nie mają zagwarantowanej opieki medycznej, oczekując na wizytę u specjalistów w wieloletnich kolejkach, czy może wcześniej na śmierć? Czy wreszcie to jest Polska, której młodzież zamiast wnosić swój potencjał intelektualny w jej rozwój, opuszcza go masowo, wzbogacając inne państwa i to jeszcze z błogosławieństwem rządzących? A może Polska to kraj, w którym już małe dzieci indoktrynuje się w szkołach, a jedyne rozwiązanie, jakie wdrożono w celu rozwoju szkolnictwa i nauki, to wybór pozostawiony rodzicom, czy dzieci mają chodzić do szkoły w wieku 6 czy 7 lat? A to, że często idą głodne i w chłodzie, interesuje tylko organizacje pomocy społecznej za tych, którzy nie potrafili zapewnić bezpieczeństwa narodowi. Kraj, w którym mundur wojskowy z rzadka można zobaczyć na ulicy, to Polska? Jaki to kraj, w którym brak godziwej oceny bohaterstwa i draństwa, w którym zdrajcy znajdują poklask, a ci, którzy złożyli największy dar – ofiarę krwi, zostali odesłani w zapomnienie, bo przyszli nie z tej strony świata, jak życzą sobie obecne elity? Hańba! Czy to mój kraj, w którym najwięksi bandyci mają większe prawa niż jego stróże? Wyjęci spod prawa, osądzeni i osadzeni w zakładach penitencjarnych żyją na koszt podatnika, zgłaszając coraz to większe żądania.

Często ubiegający się o mandaty poselskie ludzie bez- kompromisowi, łamiący ustanawiane przez siebie prawo, lekceważący innych, nierzadko z tytułami naukowymi, lecz bez grama kultury osobistej – to moi przedstawiciele? Zdecydowanie nie.

Jaki kraj pozwala sobie na trwonienie majątku narodowe- go, jego strategicznych zasobów. Czy to mój kraj, w którym znikomy procent obywateli żyje jak pączek w maśle, podczas gdy większość jest na granicy biologicznego przetrwania? Czy mogę nazwać moją Ojczyzną kraj, w którym IPN stanowi o zgodzie na pochówek z asystą dla wojskowych zarówno w czynnej służbie, jak i po jej zakończeniu, podczas gdy ceremoniał wojskowy jasno to precyzuje? Nie sposób w krótkim materiale postawić jeszcze więcej pytań, na które trudno znaleźć pozytywną odpowiedź. Jednak to, co przedstawiłem, pozwala mi zastanowić się nad odpowiedzią na postawione w tytule pytanie. Moja odpowiedź jest następująca: Tak, to mój kraj, to moja Ojczyzna. Tu się urodziłem, wychowałem, tu spędziłem swoje najlepsze lata. Teraz moja Ojczyzna prze- chodzi trudny okres wymagający od nas wszystkich oddania i poświęcenia jak za młodych lat. Zatem będę o tę wymarzoną Ojczyznę walczył, nie oddając jej w niepowołane ręce. Będę patrzył władzy na ręce i napiętnował wszelkie odstępstwa od zasad, takich jak próba zmiany konstytucji, na mocy której aspirująca do rządów partia chce wprowadzić system prezydencki. To nasze, byłych żołnierzy, credo i przeznaczenie. Wszędzie, gdzie jesteśmy, mamy prawo upominać się o to, co najświętsze dla każdego Polaka. O naszą wolną, szczęśliwą i bogatą pod każdym względem Ojczyznę. Kiedy nam będzie lepiej, to wówczas, o czym jestem przekonany, i dla innych znajdziemy więcej ciepła w naszych sercach.

Marek BIELEC


Post został pochwalony 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Nasze Forum "VOX MILITARIS" Strona Główna -> PRZECZYTANE W PRASIE I W INTRNECIE
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6  Następny
Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6  Następny
Strona 4 z 6

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001 - 2005 phpBB Group
Theme ACID v. 2.0.20 par HEDONISM
Regulamin